przełom czerwca i lipca. Odnotujmy dla potomnych. Spałam we flanelowych gaciach, polarze, pod kocem, w skarpetach.
Do pracy jechałam zawinięta w ogromny sweter szary jak niebo.
wczorajszy tradycyjny niedzielny poranny debelek był upstrzony mżawką, przez co dziś bolą mnie nereczki.
błeee
komu trzeba w łapę dać dolara, żeby ujrzeć słoneczko?
dam dwa za kilka dni porządnego ciepełka, pranie mi nie schnie :)
obrazek stąd :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz