niedziela, 28 maja 2017

biegiem i biegunką



to był ciężki bieg
gorąco, patelnia, większość trasy główną dwupasmową drogą przez centrum Bielska
cienia brak, woda za rzadko
biegłam odwodniona okresem i dwudniową niewiadomoskąd przybyłą biegunką
na szóstym kilometrze myślę sobie – pierniczę to
dość
ale wsparła mnie nieoczekiwanie (i dopingowała do mety) grupka młodych ludzi
jakoś dobiegłam
dziękuję! :)

Wielki Brat zrobił w końcu prawo jazdy
po pierwszym kursie w ogóle nie przystąpił do egzaminu (bunt)
teraz zrobił drugi kurs i zdał za pierwszym razem
słowo się rzekło, moja błękitna karolcia pożeglowała wczoraj do Wrocławia
za sterami usiadł świeżo upieczony kierowiec
dojechał, po drodze przeżywszy kontrolę trzeźwości
uff

też tak macie, że żyjecie od weekendu do weekendu?
muszę się zmobilizować i coś konkretnego w tygodniu zrobić też
ale praca mnie osłabia :D

niedziela, 21 maja 2017

gdy coś łupie w kręgosłupie

sławne lumbago, znane z opowieści starych ciotek przy rodzinnych stołach
dopadło i mnie :)
cóż, taki pesel

okazało się, ze znakomite środki przeciwbólowe w saszetkach
dostarczone kiedyś pokątnie bez recepty przez oswojonego ortopedę
(tak, tego samego z którym będę miała zaszczyt odwiedzić wimbledon)
dla zasłużonych honorowych dawców krwi (to ja, to ja !!!!)
są darmowe
oto wielki dodatni plus oddawania krwi, poza innymi, mniej egoistycznymi :)

całkiem przyjemny plus trzydniowego zwolnienia lekarskiego
to możliwość poleniuchowania na tarasie w przepięknych okolicznościach rozszalałej barwnej przyrody...

  

akurat wyjątkowo dopisała pogoda, bo weekend mamy, że się tak delikatnie wyrażę, średni.  Spędzę go pewnie w piwnicy, drapiąc kolejne warstwy starej farby z drewnianej szafki, znalezionej na wystawkach :)

poniedziałek, 15 maja 2017

nadeszła!



wiosna, jak się patrzy
to znaczy, że kotów ni ma nocami, rano wracają rozczochrane, mokre i brudne
jedzą i pakują się do ciepłych jeszcze łóżek
w ogrodzie szał kolorów azalii i rododendronów
sypnęło też propozycjami różnorakich wyjazdów i turniejów
na co krzywo patrzy fochman
więc musiałam z tego i owego porezygnować, zresztą, bez zbytniego żalu
bo częściej doceniam urok leniwego leżenia na tarasie z Podlotką i gapienia się w niebo
w przerwach pomiędzy ucieraniem kogla-mogla
miałam w pierwszy weekend czerwca jechać do Pragi, odwołałam
bo spotkała mnie rzecz niesamowita
oto zostałam zaproszona na cały jeden dzień na Wimbledon
więc w czerwcu zostaje „tylko” moja wielka wyprawa za ocean, a w lipcu święto tenisa
oczywiście, nie obyło się bez łez, bo któż bardziej zasłużył na wyjazd na Wimbledon, niż Tata?

po drodze jeszcze kilka biegów, ale martwi mnie trochę mój stan przygotowania, a raczej nieprzygotowania do półmaratonu
to było moje noworoczne postanowienie, hmm

sobota, 6 maja 2017

brakuje mi pisania :)

ogarnęłam (jakież to poręczne wszystkookreślające i wygodne słówko, swoją drogą) się
wiosna jest deszczowa i taka brr
ale zdążyłam zagrać na otwartych kortach
ale nie na tych, gdzie pracował Tata
spotykam jego przyjaciół, jest łatwiej, gdy bliscy go wspominają
nie wiem, czy ta pogoda, to nie jego sprawka przypadkiem :)

mój czas ostatnio pochłaniają stare strupieszałe meble, pisałam o tym
wybrałyśmy się z taką samą jak ja świruską na wystawkę wielkich gabarytów do wsi sąsiedniej
łupy to szafka, taboret i krzesło
w chwilach zupełnie wolnych, których naprawdę mam niewiele
wycinam z dżinsu i sztruksu kwadraty
z których uszyję patchworkowe obicie
kto wie, może kiedyś uda mi się jakiś mebel sprzedać?

mam, nędzne wprawdzie i mgliste, ale jednak - widoki na nową pracę
szaleństwo, na pół etatu
fochman powiedział, że utrzymywać mnie nie będzie
no przecież, że będzie :)