wtorek, 30 września 2014

nocne rozmyślania




Ze snu o 3:51 wyrwał mnie sms *
oczywiście, nie potrafiłam zasnąć powrotnie
tak więc leżałam sobie rozmyślając
o smutnych chorych duszach za oceanem
o domu, którego nie kupię, bo znalazł się nabywca
o Wielkim Bracie, który emigruje do Wrocławia
o potencjalnych kupujących, którzy się nie odzywają
ech

pociecha w Józi, która leży razem ze mną, nie myśli prawdopodobnie o niczym,
i grzeje mi nereczkę :)



sms spod Budapesztu od koleżanki, którą osobiście wypchnęłam
na ryzykowną ale jakże kuszącą wyprawę
po południowej Europie, czymś w rodzaju campera, z czwórką kompletnie jej nieznanych ludzi.
Żyje, ma się dobrze, nikt jej nie wypreparował organów, ani nie sprzedał do burdelu (to pomysły Fochmana), jadą, zwiedzają, towarzystwo ok. Jam to uczyniła - to znaczy, tchnęłam w nią ryzykownego ducha przygody (bo zamierzała spędzić urlop w domu, nie mając z kim jechać)
zazdroszczę tej wyprawy, może kiedyś...:)


niedziela, 28 września 2014

letnie (jeszcze) burze

jeśli ktoś nie wie
jaki dzień był wczoraj,
to informuję uprzejmie,
że niedziela to był dzień denerwowania jadowitej przez domowników
(bo dzieci na turnieju były bardzo grzeczne, rodzice też)

najpierw - wyciągnięta z szafy kurtka
okazała się mieć urwane wiązania i kieszenie wypchane brudnymi skarpetkami
i papierkami i chusteczkami
kurtkę w sobotę pożyczała Podlotka
na wycieczkę, więc...

potem przyuważono Fochmana
jak gąbką kuchenną myje psie miski
w ogóle nie widział problemu
a jadowita jest uboższa o jakieś 8 złotych
bo dziewkami rzucała (ale nieprzetworzonymi)

wracając z kolei z turnieju
zamiast podgrzanego przez Podlotkę obiadu
dom spowity w dymie i spalone mięso...
(no, ale to każdemu się zdarza, więc nie awanturowałam się prawie wcale)

zaraz wystosowałyśmy zapytanie do wuja google
i zastosowałyśmy wszystkie metody odwaniania (?) naraz
wszędzie stoją miseczki z solą
na kuchni wrze gar z wodą z octem
a drugi z cytryną
ponadto, skropiłam wszystko różanym olejkiem i okadziłam kadzidełkiem
mamy z głowy wszelkie komary, to pewne

piątek, 26 września 2014

środa, 24 września 2014

ameba

wątpliwości, dylematy
ważne pytania o sens
albo życiowe zakręty
to u innych

ja prowadzę życie duchowe na poziomie ameby
a rozterki i wewnętrzna walka
okazują się pospolitą niestrawnością

jestem istotą prostą
pogodzoną ze sobą i otaczającym mnie światem
(a przynajmniej tak to sobie tłumaczę)
czasem dziwnym
ale zbywam to wzruszeniem ramion

Może to wpływ pewnych - niewielkich, mam nadzieję
problemów zdrowotnych natury kobiecej

dodatkowo straciłam chęć do ćwiczeń
a to u mnie niepokojące
jeśli coś poprawiało mi nastrój
to było właśnie wylanie ze trzech litrów potu
i ból mięśni

Wczoraj próbowałam zastąpić tortury cielesne
ciastem ze śliwkami, bananowymi czipsami i
równie słodkim filmem
lubicie bajki? Bo ja bardzo :)

wtorek, 23 września 2014

dziewka wszeteczna

Fochman stwierdził, że za dużo przeklinam
więc ustawił skarbonkę (urocza rybka Nemo)
do której mamy wrzucać 2 zeta za każde brzydkie słowo
arbitrem jest Podlotka
na razie jest 8-2 (jedna moja k... bo internet się ślimaczył, a miał mieć prędkość światła bez mała, a Fochman przyłapany kilkakrotnie w trakcie obliczania współrzędnych)
byłoby 8-4 ale Podlotka lojalnie nie uznała mojej "dupy" za przekleństwo
mogłoby być nawet 8-6
lecz wysoka komisja orzekła
że dziewka wszeteczna w rzyć chędożona
jest wyrażeniem zgoła biblijnym
i 2 złote nie należy się

poniedziałek, 22 września 2014

i po Podlotkowej imprezie



tym razem nie było czekoladek w pościeli
za to były nocne śpiewy (wkroczyłam koło pierwszej)
i tu mnie dziewczątka zaskoczyły
bo darły się
na nutę ludową
zabrzmiały
pognała wołki na bukowinę
i inne
donośne chóralne góralskie "hej" sprawiało, że podskakiwały nasze łóżka
a biedny Bigdog
cały dzień odsypiał grupowe pieszczoty i nocny hałas:)
trochę nie wyszło mi ciasto
ale trudno, i tak szybko zniknęło :)

a piosenka od czapy, bo chodzi za mną ostatnio

czwartek, 18 września 2014

szalone majty, szalone tańce - czyli jadowite podsumowanie wesela



A było tak:
chmura ponura od rana płacząco-siąpiąca zmusiła mnie do przewrócenia strychu do góry nogami. Celem poszukiwań były szare, zamszowe czółenka, które w miarę pasowały do czarno-biało-szarej kreacji i dodatków; przygotowane sandały na koturnach wprawdzie pięknie podkreślały krwisty lakier na paznokciach stóp, ale na deszcz nie nadawały się absolutnie (oczywiście, później wylazło słońce i buty trzeba było przebierać :)) 

Żadna siła natomiast  nie jest w stanie mnie zmusić żebym ubrała rajstopy, które z pewnością wymyślił jakiś sadysta nienawidzący kobiet. Zamiast tego wyłowiłam z czeluści szafy nigdy właściwie nie używane i niewiadomopoco trzymane gacie z grubego i elastycznego czegoś, podobno wyszczuplające

Wbiłam się w to coś od stanika po uda – licząc, że przynajmniej będzie ciepło w tyłek
bo wyszczuplenie jakieś specjalne nie nastąpiło

Natomiast już w kościele nastąpiło rolowanie i narastający dyskomfort, co skłoniło mnie do pozbycia się rzeczonych gaci w samochodzie koleżanki. Z tymiż w drzwiach samochodu jeździł dni kilka mąż koleżanki, aż w końcu, szukając ścierki do przetarcia szyby, natknął się na osobliwe znalezisko; dobrze, że były to majty nawierzchnie:)

Potem właściwie już nic się dziwnego nie działo – państwo młodzi się całowali, weselnicy pili i tańczyli, i właśnie…

Koleżanka przyniosła dziś film. Film, na którym JADOWITA TAŃCZY.

i to jest, proszę ja was, coś strasznego.

Otóż, ja WIEM, że nie ruszam się jak Jennifer Lopez. Ale, WIEDZIEĆ a WIDZIEĆ, to dwie zupełnie różne rzeczy. Na filmie zobaczyłam babę w powiewającej kiecce, omiatającą rękami i nogami cały parkiet, bez jakiejkolwiek nad członkami kontroli, bez rytmu i odrobiny wdzięku; wokół baby padają współtancerze godzeni raz po raz zamaszystymi ciosami. Mało tego, okazało się, że tańczę także TWARZĄ. 

Mietek Szcześniak, jeśli obejrzy kiedykolwiek ten film, zamiast "tańcz tak, jakby nikt nie patrzył", specjalnie dla mnie zaśpiewa "tańcz, kiedy nikt nie patrzy".

jeśli przedtem nie padnie ze śmiechu. Co ja uczyniłam, kilkakrotnie.

I tym optymistycznym akcentem kładę na mój taniec zasłonę milczenia :)

 


poniedziałek, 15 września 2014

gruz w poduszce

znacie ten stan
gdy łóżko, zamiast gładkim prześcieradłem
(no, może odrobinę nieperfekcyjnie wyprasowanym)
wyłożone jest kostką brukową
poduszka chrzęści
gdy przydałby się trzeci bok
bo dwa własne jakieś niewygodne
i nijak nie możesz się ułożyć?

gdy nie pomaga monotonny szum deszczu za oknem
i powtarzana jak mantra tabliczka mnożenia?

(nie pomaga też, że mimo międlenia tej cholernej tabliczki
od trzech nocy
nadal nie wiem, ile jest 7x8,
co Fochman wie, wyrwany ze snu o 3 nad ranem, sprawdziłam!)

więc nie tabliczka
pozostaje liczenie baranów

jestem niewyspana
choć obiektywnie powinnam padać trupkiem
po weselu, na przykład :)

ice-coś-tam




Nie zachwyciło mnie specjalnie
oblewanie się wodą (lodowatą w dodatku, brr...)
wiedziałam, że cel podobno szczytny
ale nawet jak zaczęli oblewać się znajomi
to nie zwróciłam na akcję szczególnej uwagi

dopóki nie przeczytałam
artykułu w Newsweeku
„Aż stracisz oddech” Małgorzaty Święchowicz


tak sugestywny, że od razu zaczęła drgać mi powieka
leżąc rano próbowałam sobie wyobrazić
że nie mogę się obrócić, ani wstać,
ani dotknąć czoła Podlotki śpiącej obok
ani za ucho pomiętosić Bigdoga
ani Józi pogłaskać

Naprawdę, dziękujmy za zdrowie
Ci, którzy je mają
bo nawet jeśli czasami trzeszczy nam kark
to możemy nim ruszać.
Tak.
 

czwartek, 11 września 2014

leżąc




Podlotka się popsuła
Ja wreszcie mogłam oddać krew
Więc leżymy sobie
Pokasłując, posmarkując i produkując krwinki
Popijamy rosołek z duużą ilością pietruszki
Zajadamy kogel-mogel
(w końcu, 4 tysiące kalorii trzeba nadrobić)

Mam ostatnio fazę na Jane Austen
więc oglądamy „Rozważną i romantyczną”
Zawsze mam mokre oczy, gdy Marianna po chorobie
Mówi „dziękuję” do pułkownika Brandona
A później beczę, gdy Edward siada na robótce
I tak już do końca filmu :)