wtorek, 29 września 2015

kataklizm nadszedł i trwa

coś, co wg fachowców miało się zrobić w 3-4 dni, robi się aktualnie dni osiem (roboczych!), przysparzając mi siwizny oraz zarostu na łydkach. Bo niestety, tymczasowość, która ogarnęła mój dom, rozwlekła się na mnie, na meblach folie, na podłogach kartony, wszędzie gruz i pył, i ja też czuję się tak byle jak i gnuśnieję. I naprawdę cieszę się, że wracam do pracy, po tak długim chorobowym, które właściwie w przeważającej części zmieniło się w obsługowe - ktoś tę kawę Panom musiał parzyć. Na szczęście, powoli, powoli wychodzimy z gruzowiska.
Pojawili się w końcu dawno oczekiwani nowi domownicy. Obiecałam sobie stanowczo, że to absolutnie ostatnie koty, nie zniosę więcej zgonów gwałtownych lub po chorobie. Nie wiem jak przebiegać będzie proces przekształcania ich w kanapowych leniwców, bo na razie skaczą na siebie nawzajem, a gdy tylko Bigdog ruszy zachęcająco ogonem, chowają się pod komodą. Osobnik płci męskiej ma naturę odkrywcy, zwiedził już wszystkie pomieszczenia, natomiast szara kotka odbywa biegi po salonie jedynie w towarzystwie brata, jest bardzo nieufna.
Tak sobie siedzę i zastanawiam się, czy sprzątać, czy może poczytać? wszak gruz nie ucieknie, niestety...

środa, 16 września 2015

jadowita pocięta

żyję, chodzę :)
jelitówka okazała się atakiem woreczka, który i tak miałam wyciąć
jednak zaplanowane laparoskopowe wycięcie się przeplanowało w trakcie operacji - podobno to się nazywa konwersja - i zamieniło w brzuch rozcięty na pół
no przecież, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem :)
jutro wyciąganie szwów, czternastu
(może wreszcie będę mogła założyć biustonosz?)
każdego dnia jest lepiej
sukcesem na dziś jest kilometrowy spacer, własnoręczne zawiązanie butów i spanie na prawym boku
do porażek zaliczam nadmierne oglądanie tv, czasem wręcz czuję, jak mózg zamienia mi się w gąbkę
całe szczęście że jest tak pięknie i ciepło
mogę się bujać na tarasie i patrzeć w chmury i drzewa
i czekać na kataklizm, czyli odwlekającą się wymianę okien



no i na razie nie poczytam kanionka, albowiem obawiam się pęknięcia...



czwartek, 3 września 2015

czyli o względności bólu

podobno tak jest, że jak Cię boli łokieć, to trzeba się uderzyć w palec, to łokieć przestanie
przez całe trzy dni nie miałam żadnych dolegliwości kręgosłupowych, więc kiedy poczułam znajome ciągnięcie w karku, myślę sobie -  po jelitówce :)
niestety, skutkiem tejże jest odwodnienie, ogólne osłabienie i odwołanie operacji, zaplanowanej na poniedziałek
mniejsza o to - było, nie minęło całkiem, ale prawie

Podlotka ogarnia nową szkołę
okazało się, że poznawanie nowych ludzi nie jest aż TAKIE straszne
nie podoba się jej wychowawczyni
ale za to nie może się doczekać kamieniarstwa i sztukaterii

poza tym - pada deszcz
deszcz, nie jakieś mizerne pokapujki
zieleń jest... zielona
a niebo szare
na tych odkrywczych stwierdzeniach kończę i wracam do leżenia plackiem :)

wtorek, 1 września 2015

oddam za darmo

jelitówko-żołądkówkę :)
leżę jak flaczek oblewając się na przemian zimnymi i gorącymi potami
biedna Podlotka biega z miskami, ręcznikami, napojami
taki nietypowy pierwszy dzień nowej szkoły
- matka jak tygrys rycząca w michę i czołgająca się do wc
Fochman wiedział, kiedy wyjechać :)
mam nadzieję, że co szybko i nagle przyszło, tak też sobie pójdzie