lubię jesień. Cierpkie i cmentarne chryzantemy to moje ulubione kwiecie :) Lubię długie wieczory z ciepłym ciastem i herbatą, zaleganie na kanapie pod wspólnym z Podlotką kocem i z czymkolwiek - najbardziej, gdy za oknem wiatr i deszcz.
Pierwszy raz udało mi się rozwiązać samodzielnie krzyżówkę hetmańską w Rewii Rozrywki. Zwykle zawieszałam się w najlepszym razie w połowie, brakujące hasła podglądałam u rodziców :)
Oto nowa ja-ja-jadowita, baba z jajami, nie dziewka wszeteczna, której jeno fiuty na myśli, lecz tfardzielka, co się zowie, o myślach czystych i romansami żadnymi niezmąconych, w przyszłość jasnym wzrokiem wpatrzona; jedną ręką hantle dla zdrowotności ciała dźwiga, drugą stanikami w kominku pali, nowy swój manifest życiowy manifestując.
Faceci dla niej to bakterie, co równowagę higieniczną zaburzają, i już :)
pasuje ta Shania :)
Ale, jeśli chodzi o jaja, to Podlotka zadziwiona wielce, bo w jednym pudełku aż dwa się znalazły z dwoma żółtkami! Dziw nad dziwy. I, według Podlotki, podwójne posadzone smakowały ZUPEŁNIE INACZEJ, niż zwykłe. No, kto by pomyślał :)
I jeszcze, pochlastawszy się nowo naostrzonymi nożami i pooblepiawszy się plastrami, odkryłam, że praworęczną będąc, jaja na twardo obieram ręką lewą. Muszę popytać, jak to wygląda wśród ludzi :)
W odzyskiwaniu równowagi baaardzo pomagają czekoladowe babeczki, które piekłyśmy z Podlotką; mocno były czekoladowe, albowiem krwi na cel szlachetny upuściwszy 450ml dostałam (jak zwykle) czekoladę pośledniej jakości, jakoś spożytkować ją trzeba :)
Więc, pojadłszy tych babeczek całkiem sporą ilość, czuję się jak puszyście, czekoladowo i babeczkowo.
a jeśli już o dobrym jedzeniu mowa, to Fochman, na którego znienacka spadła zaległa gotówka, zaprosił nas (wiem, trochę to niefeministyczne) na niedzielny obiad do Czecha, i mówię Wam, kuleczki serowo czosnkowe, albo kosteczki serowe w sezamie i z miodem, to pyszności :)
tłumaczę sobie, jak sołtys krowie na miedzy, że to poniżające, nieracjonalne i głupie.
Że moje poczucie własnej wartości
NIE POWINNO
zależeć od bycia, czy raczej niebycia, pożądaną.
i co z tego.
Czuję się prymitywna i, oczywiście, bezdennie nieatrakcyjna. A ponieważ każdy znany mi facet traktuje mnie jak idealnie przeźroczystą szybę, łatwo pogrążam się w rozpaczy.
Wyżaliłam się - teraz pobiegam na korcie, posłucham głośnej muzyki, poćwiczę, opróżnię kieliszek nalewki (uwaga na dziedziczne skłonności do alkoholizmu) i nikt się nie zorientuje, że w głębi ducha po prostu... chciałabym ...
mam noce pełne fantastycznych i nader realistycznych snów pływam w rafie koralowej gram w tenisa ze Svietłaną Kuzniecową a Męczyciało okazuje nieprofesjonalne oblicze na swojej profesjonalnej kozetce... bujam się w tych snach, a rzeczywistość o poranku zgrzyta Robota dodatkowa przeszła koło nosa, więc rafy oddalają się na drugą półkulę na facetów nie działam w ogóle, brak urody, kurwików w oczach i przymiotów ducha
Bo nie wiem, nie wiem po prostu, jak dwie drobne przecież przyjemności mogą zrujnować cały mój budżet? Fakt, jest to budżet mizerny, skromy, by nie rzec - śmieszny, ale zwykle się dopinał. a ja w tym miesiącu wypatrzyłam wreszcie wymarzony telefon - skoro myślałam o nim od 2-3 lat, no to chyba nie wypadało nie kupić?! - oraz nabyłam bilety, na Jezioro Łabędzie, na koniec listopada, bo czasem trzeba się odchamić. Taki prezent na Mikołaja :D
Więc teraz pokutuję przy garze kapusty, będziemy ją jeść do końca miesiąca chyba.
A zestawienie łabędzi z kapustą...
Z prawdziwym smutkiem natomiast przyjęłam wiadomość od Męczyciała, że następna wizyta za pół roku.
DOPIERO ???!!!
Obawiam się, że uzależniłam się od liczenia moich kręgów, chrupania w szyi i gdzie indziej, i cudownego masażu stóp i dotyku JEGO rąk na mojej głowie....Będzie mi tego brakować. Ech, zazdroszczę z całej duszy jego kobiecie. Taki dotyk, mówię wam...
ostatnio regularnie otrzymuję taką porcję porannych muśnięć wąsikiem, nuchnień, klepania łapką, szturchnięć nosem...
mniej więcej o 5:45 :)
ponieważ pora wydaje mi się dość przyzwoita (przynajmniej mam czas żeby się spokojnie ubrać i oko zrobić, a nie w biegu wciągać majtki na schodach), z wyjątkiem może niedzieli, nie protestuję, drapię posłusznie nadstawiony brzuszek; potem razem idziemy pomiąchać śpiącego Bigdoga, połaskotać po stopach Podlotkę i napełnić michy.
W niedzielę próbowałam pozbyć się natręta, bezskutecznie. Pies pod tym względem zachowuje się przyzwoicie - wprawdzie jego niuchnięcie i szturchnięcie mokrym nosem wybudza gwałtowniej, a przygniecenie łapą może skończyć się zatrzymaniem oddechu, ale, podrapany na odczepnego po łbie ułoży się ponownie do snu z lekkim tylko wyrzutem w oczach i boleściwym westchnieniem. Józia nie odpuszcza. Gdy uzna, że za długo się przeciągam, zaczyna podgryzać albo wkładać łebek do mojej rozziewanej paszczy.
A ponieważ jest ciemno i mgliście, na zdjęciu wspomnienie wakacji.
Przychodzi jednak czasem moment, że nawet po zdjęciu okularów, WIDZĘ, że już
nie widać.
Zakasuję wówczas rękawy, i okazuje się, że nie taki diabeł straszny.
A oto Józia, podziwiająca efekty:
Gdy przybierałam stosowne okienne asany
asana parapet zewnętrzny
asana rama boczna
www.joga-joga.pl
to przypomniałam sobie, że niegdyś temat okien załatwiał Wielki Brat. I, że było sporo momentów, gdy chciałam tego właśnie Wielkiego Brata umieścić w OKNIE życia. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostawało tylko, czy Wielki Brat będzie w stanie się poskładać dobrowolnie w jakąś skupioną asanę, gdyż miał już wówczas jakieś 175 centymetrów długości, czy zostanie przez doprowadzoną do ostateczności młodzieńczymi wybrykami matkę poćwiartowany i upchany tam w częściach.
o, słoiku mój, pusty słoiku
miałam ja Cię niegdyś bez liku
lecz precz wystawiłam dwa wory
boś mi w przejściu robił zatory
teraz smutku się łzami zalewam
i odę do Ciebie śpiewam,
bom w potrzebie
sos * radośnie pyrkocze mi w garze
a ja siedzę smętnie i o słojach marzę
dżem bulgocze pryskając dokoła
a ja? siedzę i słoika wołam...
* oprócz sosu, Ostra natchnęła mnie muzą. Poważną. Więc wzdycham smętnie przeszukując kąty i szafki w towarzystwie Marii, ONA z pewnością nie zastanawiała się, do czego powsadzać gruszkowy dżem :D
Chciałabym zostawić po sobie coś takiego, jak napad garbatych architektów na pociąg - Lesia biegnącego po torach z płonącą nogą i staczający się w krzaki garb...
Moja Mama ma wszystkie Jej książki.
Krąży rodzinna anegdota, według której po pogrzebie Dziadka córki dały Babci jakąś książkę i położyły ją do łóżka, bo się źle czuła. Zebrani w domu na poczęstunku współczujący sąsiedzi i rodzina usłyszeli znienacka głośny rechot Babci - to było "Wszystko czerwone".
to nieprawda, ale JAK brzmi, zwłaszcza, gdy wyłka to z głębi Martyna Jakubowicz...
a dlaczego sama?
albowiem puściło mnie dziecko pierworodne moje. Już od dłuższego czasu Wielki Brat dziubał, robił podchody, zapuszczał sondy i... stało się.
Odsuwam od siebie ponure obrazy zapuszczonej meliny z szalejącym nad głową nieprzytomnego Wielkiego Brata komornikiem; może dzieć w końcu zmądrzał.....? Jak by nie patrzeć, jest dorosły, od roku pracuje w tym samym miejscu, samodzielność należy pochwalić i tego będę się trzymała :)
Myśli moje myśli niespokojne nawet w snach...
Pociesza mnie brykająca jak Tygrys Józia, zdrowiejący Bigdog, Podlotka zachwycona nowym tabletem stąd, oraz ciasto z gruszkami i kawałkami czekolady (i tutaj należy upatrywać przyczyn braku postępów, jeśli chodzi o walkę z bebechem)
Poza tym mam TĄ płytę
Fochman mi przywiózł prosto z Krakowa, czasem jest z niego jakiś pożytek :D
No i,
poproszę werble,
odniosłam ZWYCIĘSTWO w konkursie na najlepszą relację z pobytu na kajakach :D
(mam cichą nadzieję, że wpłynęła więcej niż jedna (moja) praca...)
Pracę opublikuję jak się dowiem, czy można.
Wygraną są 4 miejsca na dowolnym spływie w 2014 roku, więc do zobaczenia na jakiejś rzece:)
Podlotka na podniebnej belce a w tle hotel Gołębiewski
czy Józia jako cierpliwa dzidzia
a trochę nie, nie wiem, o co chodzi. Bo kabla dalej brak :)
Tablet urodzinowy Podlotki oddany, zamówiony nowy. Tylko czemu droższy?!
Męczyciało, wyobracawszy mnie ponownie na wszystkie strony orzekł, że biodro mam zdrowe, a chore zupełnie co innego (i nie, bynajmniej nie chodzi o głowę). Więc, leczymy. Cieszy fakt, że jest JAKAŚ diagnoza po trzech latach mojego marudzenia i wysłuchiwania od kolejnych specjalistów, że po prostu biodro jest przeciążone.
Prawdopodobnie chore biodra ma za to Bigdog i to poważnie. Ma problemy z chodzeniem, na razie trwają badania. W sobotę nie mógł się ruszyć do miski, on, pożeracz natychmiastowy wszystkiego, co nie ucieka, był tak biedny, że nawet Józia się przy nim położyła i dała się polizać, jakby go chciała wesprzeć w chorobie. Po zastrzykach i tabletkach łazi, ale lekarz mówi, że wiek...