końcówka wizyty u Pana Męczyciało
co miało chrupnąć, chrupnęło, co miało wskoczyć na swoje miejsce, wskoczyło. kark jadowitej ma wielkie szanse przestać skrzypieć jak cmentarna brama
jadowita leży rozluźniona, Męczyciało robi COŚ tajemniczego i baaardzo przyjemnego z tyłu szyi. Świat jadowitej kołysze się w delikatnym rytmie relaksującej muzyki. Jadowita czuje ciepłe i gładkie dłonie Męczyciała na ramionach
- przyjemnie, prawda?- pyta Męczyciało, jakoś tak... nieprofesjonalnie, albo tylko tak się zdaje jadowitej?
w każdym bądź razie, jadowita potakuje niewyraźnie nie otwierając oczu.
- bo wie Pani, udrożnienie przepływu płynów mózgowo rdzeniowych i dopływu krwi do mózgu pomiędzy kręgami C1 coś tam C2 powoduje...
hmm
chyba jednak myśleliśmy o czymś innym.
czwartek, 27 lutego 2014
poniedziałek, 24 lutego 2014
czyjestpaniosobąposiadającązaświadczenielekarskie...
...że nie musi pani korzystać z pasów bezpieczeństwa?
takie oto miłe słowa usłyszała jadowita w poniedziałkowy mglisty poranek pędząc do pracy. Przy czym Podlotka radośnie uśmiechnięta poinformowała niepytana, że ONA ZAWSZE ZAPINA, co pan policjant docenił i pochwalił.
A jadowitą nie dającą dziecku przykładu ukarał mandatem tudzież punktami.
dobrze, że nie zauważył nieaktualnego adresu na prawku :)
jeszcze lepiej, że dmuchnięcie nie wykazało dwudniowego imprezowania, wszak jadowita weseliła się na weselu - skromnym liczbowo wprawdzie, ale za to międzynarodowym
albowiem wujek jadowitej - czy stryjek? - postanowił się w dojrzałym stosunkowo będąc wieku ożenić - notabene powodując tym czynem rozłam w rodzinie - i skoligacił jadowitą z Rosjanami. Całkiem sympatycznymi zresztą.
W weselu na znak protestu nie wzięła udziału mać rodzona jadowitej, która, zawiązawszy koalicję z ciotkami (które z kolei mają za złe pannie młodej wschodnie pochodzenie), uznała czyn śfagra za szaleństwo wieku starczego, a w pijanym widzie stwierdziła, że wujkowa forsa należy się rodzinie, a konkretnie chrześnicy ukochanej (?) czyli jadowitej właśnie.
Domniemywam, że miała na myśli jakiś spadek, przy czym moja matka, myśląca procentowo, nie bierze pod uwagę, że po pierwsze potencjalny spadkodawca na drugi świat się nie wybiera, po drugie jego upiornie zdrowy tryb życia i odżywiania sprawia, że przeżyje nie tylko zawistną szwagierkę, której niedługo zapewne wysiądzie wątroba, ale jadowitą prawdopodobnie też; po trzecie posiada syna, a po czwarte wreszcie, co ją to obchodzi?
dodatkowo mam wrażenie, że ciotki są zwyczajnie zazdrosne, albowiem panna młoda, choć babcia, znakomicie się trzyma, uprawia fitnesy i jeździ z wujem na rowerze po 40 km dziennie.
Przypuszczam, że jeśli moi rodzice kiedykolwiek założą sobie internet, to matka będzie hejterem. Prawdziwym, plującym jadem i zawiścią, klasycznym hejterem, który ma wszystko wszystkim za złe.
W każdym bądź razie, na weselu tańczyłam z ojcem, któremu także zwisa, co wujek robi ze swoją własną kasą, i teraz matka się do nas nie odzywa.
I co się tu dziwić, że łikend przeleciał jak TGV?
takie oto miłe słowa usłyszała jadowita w poniedziałkowy mglisty poranek pędząc do pracy. Przy czym Podlotka radośnie uśmiechnięta poinformowała niepytana, że ONA ZAWSZE ZAPINA, co pan policjant docenił i pochwalił.
A jadowitą nie dającą dziecku przykładu ukarał mandatem tudzież punktami.
dobrze, że nie zauważył nieaktualnego adresu na prawku :)
jeszcze lepiej, że dmuchnięcie nie wykazało dwudniowego imprezowania, wszak jadowita weseliła się na weselu - skromnym liczbowo wprawdzie, ale za to międzynarodowym
albowiem wujek jadowitej - czy stryjek? - postanowił się w dojrzałym stosunkowo będąc wieku ożenić - notabene powodując tym czynem rozłam w rodzinie - i skoligacił jadowitą z Rosjanami. Całkiem sympatycznymi zresztą.
W weselu na znak protestu nie wzięła udziału mać rodzona jadowitej, która, zawiązawszy koalicję z ciotkami (które z kolei mają za złe pannie młodej wschodnie pochodzenie), uznała czyn śfagra za szaleństwo wieku starczego, a w pijanym widzie stwierdziła, że wujkowa forsa należy się rodzinie, a konkretnie chrześnicy ukochanej (?) czyli jadowitej właśnie.
Domniemywam, że miała na myśli jakiś spadek, przy czym moja matka, myśląca procentowo, nie bierze pod uwagę, że po pierwsze potencjalny spadkodawca na drugi świat się nie wybiera, po drugie jego upiornie zdrowy tryb życia i odżywiania sprawia, że przeżyje nie tylko zawistną szwagierkę, której niedługo zapewne wysiądzie wątroba, ale jadowitą prawdopodobnie też; po trzecie posiada syna, a po czwarte wreszcie, co ją to obchodzi?
dodatkowo mam wrażenie, że ciotki są zwyczajnie zazdrosne, albowiem panna młoda, choć babcia, znakomicie się trzyma, uprawia fitnesy i jeździ z wujem na rowerze po 40 km dziennie.
Przypuszczam, że jeśli moi rodzice kiedykolwiek założą sobie internet, to matka będzie hejterem. Prawdziwym, plującym jadem i zawiścią, klasycznym hejterem, który ma wszystko wszystkim za złe.
W każdym bądź razie, na weselu tańczyłam z ojcem, któremu także zwisa, co wujek robi ze swoją własną kasą, i teraz matka się do nas nie odzywa.
I co się tu dziwić, że łikend przeleciał jak TGV?
środa, 19 lutego 2014
sweet dreams...
rano czasem sobie leżę
starannie ignorując dzikie zamachy Józi na moją nietykalność cielesną (tylko udawała na początku pobytu taką grzeczną i przytulską kotkę, teraz wychodzi z niej istny koci szatan)
a w myślach słyszę muzykę
i widzę
jadowitą w powłóczystej popielatej jedwabnej kiecce, we wdzięcznym tanecznym kroku tudzież obrocie, na szczycie nowojorskiego wieżowca wieczorową porą, omdlewającą we właściwych momentach w ramionach... hm, no nie wiem? Niech będzie Marcin Dorociński :D
brutalny skok Józi na głowę studzi umysł
kobiety tańczące na dachach nowojorskich wieżowców wieczorową porą nie mają włosów ostrzyżonych jak dziecko po tyfusie w latach 40-tych
ani wystającego brzucha
a jeśli chodzi o taniec jadowitej, to rzecz wymaga osobnego posta
pora wstawać.
starannie ignorując dzikie zamachy Józi na moją nietykalność cielesną (tylko udawała na początku pobytu taką grzeczną i przytulską kotkę, teraz wychodzi z niej istny koci szatan)
a w myślach słyszę muzykę
i widzę
jadowitą w powłóczystej popielatej jedwabnej kiecce, we wdzięcznym tanecznym kroku tudzież obrocie, na szczycie nowojorskiego wieżowca wieczorową porą, omdlewającą we właściwych momentach w ramionach... hm, no nie wiem? Niech będzie Marcin Dorociński :D
brutalny skok Józi na głowę studzi umysł
kobiety tańczące na dachach nowojorskich wieżowców wieczorową porą nie mają włosów ostrzyżonych jak dziecko po tyfusie w latach 40-tych
ani wystającego brzucha
a jeśli chodzi o taniec jadowitej, to rzecz wymaga osobnego posta
pora wstawać.
krok 3 - szybciutko
bo zapomniałam, a tu minął już ponad tydzień !
postanowienia :
1/ nie wpycham nic do jamy ustnej po 20:00
2/ każdego wieczoru używam odżywki do rzęs :)
postanowienia :
1/ nie wpycham nic do jamy ustnej po 20:00
2/ każdego wieczoru używam odżywki do rzęs :)
piątek, 14 lutego 2014
stopniowanie trudności
Trudno jest kupić pralkę - za duży wybór, za małe środki.
Trudniej namówić opornego Fochmana, żeby wymienił zaworek doprowadzający wodę i zamontował całość, bo wzywanie fachowca na zadupie kosztuje i trwa. Musiałam mu wsiąść na ambicję i skłamać, że do tej czynności jest kolejka chętnych POLSKICH HYDRAULIKÓW,
w dodatku za zapłatę w naturze (pominęłam dyskretnie, że po prostu zadzwoniłam do Taty :)); jeszcze i tak nie wiadomo, co wyjdzie z tego majsterkowania ... (okaże się późnym popołudniem, a Tata w razie porażki czeka w gotowości z kluczami i konopiami, cokolwiek by to nie znaczyło)
Najtrudniej jest wtłoczyć przytomnego i całkiem ruchliwego kota w kubraczek ochronny, który został zdjęty do wyprania. Zdaje się, że okaże się to NIEMOŻLIWE.
Tak czy owak, mam nadzieję spędzić łikend obwieszając świeżutkim i pachnącym praniem okoliczne płoty.
Trudniej namówić opornego Fochmana, żeby wymienił zaworek doprowadzający wodę i zamontował całość, bo wzywanie fachowca na zadupie kosztuje i trwa. Musiałam mu wsiąść na ambicję i skłamać, że do tej czynności jest kolejka chętnych POLSKICH HYDRAULIKÓW,
w dodatku za zapłatę w naturze (pominęłam dyskretnie, że po prostu zadzwoniłam do Taty :)); jeszcze i tak nie wiadomo, co wyjdzie z tego majsterkowania ... (okaże się późnym popołudniem, a Tata w razie porażki czeka w gotowości z kluczami i konopiami, cokolwiek by to nie znaczyło)
Najtrudniej jest wtłoczyć przytomnego i całkiem ruchliwego kota w kubraczek ochronny, który został zdjęty do wyprania. Zdaje się, że okaże się to NIEMOŻLIWE.
Tak czy owak, mam nadzieję spędzić łikend obwieszając świeżutkim i pachnącym praniem okoliczne płoty.
czwartek, 13 lutego 2014
aż się biegać chce :)
jakież trzeba mieć potężne JAJA, żeby ze złamaną stopą popylać 10 km i jeszcze pokazać rywalkom pośladki
szacun, Justyna :)
oby więcej tras biegowych u nas, bo krucho z tym
środa, 12 lutego 2014
ofiara niedosłuchu (cudzego) i terroru (kociego) - oto ja
poprosiłam o przycięcie końcówek, grzywki i skrócenie tyłu. Zostałam poproszona o zdjęcie okularów i oddałam się typowej w tym miejscu dyskusji o pogodzie.
Po włożeniu okularów ujrzałam coś... czego nie potrafię nawet opisać. Cóż, w grzywce pod garnek jest mi WYJĄTKOWO NIE DO TWARZY.
uch.
grzywkę dało się przystrzępić.
a włosy odrastają, na szczęście.
Józia, po zabiegu, w gustownym czerwonym kubraczku terroryzuje domostwo. Zajęła wczoraj łóżko Podlotki, drąc japę przy każdej próbie położenia się doń prawowitej właścicielki. Podlotka zatem spała z nami. W nocy terrorystka uznała, że u nas cieplej i ułożyła się w zagłębieniu mojej pachy, protestując gwałtownie za każdym razem, gdy próbowałam zmienić pozycję. Skutkiem tego jest wykręcone ramię, okropne sny o ukrywaniu się w szafie przed faszystami (czytam aktualnie książkę M. Edelmana) i ogólne rozbicie, pogorszone jeszcze po spojrzeniu w lustro i ujrzeniu rozczochranych rozpaczliwie krótkich kosmyków.
Oby do wiosny...
Po włożeniu okularów ujrzałam coś... czego nie potrafię nawet opisać. Cóż, w grzywce pod garnek jest mi WYJĄTKOWO NIE DO TWARZY.
uch.
grzywkę dało się przystrzępić.
a włosy odrastają, na szczęście.
Józia, po zabiegu, w gustownym czerwonym kubraczku terroryzuje domostwo. Zajęła wczoraj łóżko Podlotki, drąc japę przy każdej próbie położenia się doń prawowitej właścicielki. Podlotka zatem spała z nami. W nocy terrorystka uznała, że u nas cieplej i ułożyła się w zagłębieniu mojej pachy, protestując gwałtownie za każdym razem, gdy próbowałam zmienić pozycję. Skutkiem tego jest wykręcone ramię, okropne sny o ukrywaniu się w szafie przed faszystami (czytam aktualnie książkę M. Edelmana) i ogólne rozbicie, pogorszone jeszcze po spojrzeniu w lustro i ujrzeniu rozczochranych rozpaczliwie krótkich kosmyków.
Oby do wiosny...
poniedziałek, 10 lutego 2014
niedługo dzień kobiet, więc
dostałam pocztą takie oto okolicznościowe coś :)
JA, KOBIETA
Nie czytam żadnych instrukcji.
Wciskam guziki, aż zadziała.
Nie potrzebuję alkoholu, żeby narobić sobie obciachu.
I bez alkoholu daję radę.
Nie jestem rozkapryszona, tylko "emocjonalnie elastyczna"!
Najpiękniejsze słowa świata:
"Idę na zakupy"
Nie mam żadnych dziwactw!
To są "special effects"!
Kobiety powinny wyglądać jak kobiety, a nie wytapetowane kości!
Przebaczyć i zapomnieć?
Ani nie jestem Jezusem, ani nie mam Alzheimera!
My kobiety jesteśmy aniołami, a gdy się nam podetnie skrzydła,
lecimy dalej - na miotle!
To nie jest żaden tłuszcz!
To "erotyczna powierzchnia użytkowa"!
Gdy Bóg stworzył mężczyznę, obiecał,
że idealnego faceta będzie można spotkać na każdym rogu.
...a potem uczynił ziemię okrągłą ?
Na moim nagrobku niech będzie napis:
"Co się głupio gapisz? Też bym wolała leżeć teraz na plaży!"
Tak tak...my kobiety jesteśmy bowiem jedyne w swoim rodzaju...
Prześlij tę wiadomość do fajnych dziewczyn, a wtedy.... jak zwykle...nic się nie wydarzy,
ale przynajmniej je rozśmieszysz:-)))
Najbardziej podoba mi się napis na nagrobku. I elastyczność emocjonalna. Bardzo się przydaje.
Ostatnio jestem w stanie rozmawiać i myśleć tylko o pralkach - zajmuje mnie wybór modelu, rozpatrywanie rozmaitych prawdopodobnie kompletnie nieprzydatnych funkcji, manewrowanie między chęcią a możliwościami...Jak kupię, to się uspokoję. W planach mam kolejne kroki - ograniczenie lub zrezygnowanie z jedzenia po 19, pokochanie buraczka, stopniowe zmniejszanie kaloryczności posiłków, a także regularną depilację nóg... :) Na razie idzie mi nieźle. Okazało się, że mogę poczuć głód przed obiadem. Czyli, są postępy. Jutro jedziemy z Józią do weterynarza. Biega coraz częściej na zewnątrz - wszak wiosnę czuć w powietrzu, a kociorób od sąsiadów zbyt często tu zagląda; po ostatnich doświadczeniach z kociętami stanowczo jestem przeciw kocim ciążom. Nawet, jeśli jej efekty były słodkie.
JA, KOBIETA
Nie czytam żadnych instrukcji.
Wciskam guziki, aż zadziała.
Nie potrzebuję alkoholu, żeby narobić sobie obciachu.
I bez alkoholu daję radę.
Nie jestem rozkapryszona, tylko "emocjonalnie elastyczna"!
Najpiękniejsze słowa świata:
"Idę na zakupy"
Nie mam żadnych dziwactw!
To są "special effects"!
Kobiety powinny wyglądać jak kobiety, a nie wytapetowane kości!
Przebaczyć i zapomnieć?
Ani nie jestem Jezusem, ani nie mam Alzheimera!
My kobiety jesteśmy aniołami, a gdy się nam podetnie skrzydła,
lecimy dalej - na miotle!
To nie jest żaden tłuszcz!
To "erotyczna powierzchnia użytkowa"!
Gdy Bóg stworzył mężczyznę, obiecał,
że idealnego faceta będzie można spotkać na każdym rogu.
...a potem uczynił ziemię okrągłą ?
Na moim nagrobku niech będzie napis:
"Co się głupio gapisz? Też bym wolała leżeć teraz na plaży!"
Tak tak...my kobiety jesteśmy bowiem jedyne w swoim rodzaju...
Prześlij tę wiadomość do fajnych dziewczyn, a wtedy.... jak zwykle...nic się nie wydarzy,
ale przynajmniej je rozśmieszysz:-)))
Najbardziej podoba mi się napis na nagrobku. I elastyczność emocjonalna. Bardzo się przydaje.
Ostatnio jestem w stanie rozmawiać i myśleć tylko o pralkach - zajmuje mnie wybór modelu, rozpatrywanie rozmaitych prawdopodobnie kompletnie nieprzydatnych funkcji, manewrowanie między chęcią a możliwościami...Jak kupię, to się uspokoję. W planach mam kolejne kroki - ograniczenie lub zrezygnowanie z jedzenia po 19, pokochanie buraczka, stopniowe zmniejszanie kaloryczności posiłków, a także regularną depilację nóg... :) Na razie idzie mi nieźle. Okazało się, że mogę poczuć głód przed obiadem. Czyli, są postępy. Jutro jedziemy z Józią do weterynarza. Biega coraz częściej na zewnątrz - wszak wiosnę czuć w powietrzu, a kociorób od sąsiadów zbyt często tu zagląda; po ostatnich doświadczeniach z kociętami stanowczo jestem przeciw kocim ciążom. Nawet, jeśli jej efekty były słodkie.
czwartek, 6 lutego 2014
krok 2 - nauka dobrych nawyków
zdjęcie z szafa.pl
żeby było niestandardowo, na pierwszy tydzień wyznaczam sobie następujące cele:
1/ co najmniej 2 x dziennie używać błyszczyka do ust,
2/ od chwili powrotu do domu z pracy, do czasu przyrządzenia w domu obiadu,
NIC NIE JEŚĆ
punkt 1 wydaje się Wam bez sensu?
otóż, niekoniecznie.
nie lubię zbytnio zastanawiać się nad sobą, analizować fatalnych wyborów
dokonanych w przeszłości, grzebać w ranach i generalnie doświadczać bólu istnienia
oraz dylematów moralnych.
Jest, jak jest. Będzie lepiej. No chyba, że nie :)
a ponieważ moje podjadanie ma zdecydowanie podłoże psychologiczne (brr), więc postanowienie używania błyszczyka, który kupiłam sobie skuszona jego urodą zewnętrzną, a o którym ciągle zapominam, odwróci uwagę od jedzenia.
Czas pokaże :)
Poza tym, utrzymuję moje dotychczasowe dobre nawyki - picie dużej ilości płynów (dzięki, panie Męczyciało!) i ćwiczenia, co najmniej co drugi dzień.
środa, 5 lutego 2014
pa,pa, ciepłe kraje
Podlotka zdecydowała się na aparat na zęby.
Pralka zdecydowała się definitywnie i nieodwołalnie paść z przemęczenia.
Ja zatem muszę się pożegnać z egzotycznymi wakacjami...
buu.
Ale, miejsca na spływ kajakowy już zarezerwowane :)
I Jura zapewne mnie przyjmie serdecznie, jak co roku.
Maroko wszak nie ucieknie :D
Pralka zdecydowała się definitywnie i nieodwołalnie paść z przemęczenia.
Ja zatem muszę się pożegnać z egzotycznymi wakacjami...
buu.
Ale, miejsca na spływ kajakowy już zarezerwowane :)
I Jura zapewne mnie przyjmie serdecznie, jak co roku.
Maroko wszak nie ucieknie :D
krok 1 - spowiedź. I już siebie nie lubię.
Przyznaję, że jestem bezradna wobec jedzenia i jedzenie kieruje moim życiem.
Tak, jestem.
Sytuacja najbardziej typowa - wracam do domu, przygotowuję obiad - przeważnie wymagający jedynie podgrzania, lub niewielkich nakładów czasowych - i do czasu wyłożenia porcji na talerz pochłaniam taką ilość rozmaitych rzeczy "po drodze", że do posiłku siadam właściwie syta. Ale zjadam posiłek, po czym sprzątając/czytając/szyjąc/robiąc cokolwiek innego również podjadam - cukierki, czekoladę, wafla ryżowego, herbatniki, owoce, rodzynki, plasterek sera z lodówki - co mi się tam napatoczy. Robię to prawie bezwiednie. Kładę się spać z pękatym brzuchem, czuję się źle podczas ćwiczeń, bo jestem zwyczajnie przeżarta.
Nie chcę mieć domu sterylnego bez jakichkolwiek słodyczy czy innych spożywczych pokus - chcę zapanować nad odruchem sięgania po cokolwiek do żarcia!!
a zatem wróg nazwany - to brak przerw między posiłkami i pożeranie olbrzymiej ilości przekąsek.
Praktycznie nie bywam głodna.
tutaj jest całkiem ładnie opisane, co mniej-więcej zamierzam :) - klik
nie podoba mi się taka wszystko-i-wszędzie-żerna jadowita. Trzeba coś z nią zrobić.
Tak, jestem.
Sytuacja najbardziej typowa - wracam do domu, przygotowuję obiad - przeważnie wymagający jedynie podgrzania, lub niewielkich nakładów czasowych - i do czasu wyłożenia porcji na talerz pochłaniam taką ilość rozmaitych rzeczy "po drodze", że do posiłku siadam właściwie syta. Ale zjadam posiłek, po czym sprzątając/czytając/szyjąc/robiąc cokolwiek innego również podjadam - cukierki, czekoladę, wafla ryżowego, herbatniki, owoce, rodzynki, plasterek sera z lodówki - co mi się tam napatoczy. Robię to prawie bezwiednie. Kładę się spać z pękatym brzuchem, czuję się źle podczas ćwiczeń, bo jestem zwyczajnie przeżarta.
Nie chcę mieć domu sterylnego bez jakichkolwiek słodyczy czy innych spożywczych pokus - chcę zapanować nad odruchem sięgania po cokolwiek do żarcia!!
a zatem wróg nazwany - to brak przerw między posiłkami i pożeranie olbrzymiej ilości przekąsek.
Praktycznie nie bywam głodna.
tutaj jest całkiem ładnie opisane, co mniej-więcej zamierzam :) - klik
nie podoba mi się taka wszystko-i-wszędzie-żerna jadowita. Trzeba coś z nią zrobić.
poniedziałek, 3 lutego 2014
12 kroków
nie byłam ostatnio zbyt sumienna, jeśli chodzi o notowanie zdarzeń
a tyle rzeczy miłych się zdarzyło
i wygrana Łukasza Kubota i wygrana Stena W., o którym już pisałam kiedyś :)
i niemiłych też - powrót to pracy w burzowej atmosferze, zepsuty robot kuchenny i - padnięta pralka :(
czasu miałam jednak całe mnóstwo
wszak i chorobowe było, i kilka dni urlopu na ferie (spędzone niestety w domu, po Podlotka się rozkaszlawszy i rozsmarkawszy)
miałam nadrabiać blogowe zaległości, ale - nie wyszło
ale kilka sezonów Gotowych na wszystko zaliczone :)
wolne mi przeleciało na nocnych posiedzeniach przed TV, ale Australian Open to już historia
Przymusowa nieruchawość pooperacyjna i duża ilość czasu na robienie ulubionego żarcia niestety mają swoje wyraźne skutki w okolicach, które niegdyś były moją talią (jakby nie mogło pójść w biust, albo chociaż w pośladki...)
Ja, żarłok pospolity, zastanawiam się nad dietą (bo do ćwiczeń już powoli wracam i nie trzeba mnie specjalnie namawiać)
Chciałabym stworzyć listę dobrych nawyków i powoli ją wdrażać - coś jak metoda 12 kroków. Zastanowić się co mi sprawia największy problem, i stopniowo eliminować błędy. Bo wiem, że przejście z dnia na dzień na choćby najbardziej niegłodową dietę na świecie u mnie - nie przejdzie. Poza tym, przygotowywanie dla siebie samej 100 gram czegośtam skrupulatnie wymierzonego i upieczonego na grillu, i dodatkowo posiłków dla reszty rodziny? jestem na to zbyt leniwa.
praca nad sobą jest bardzo ciężka :)
a tyle rzeczy miłych się zdarzyło
i wygrana Łukasza Kubota i wygrana Stena W., o którym już pisałam kiedyś :)
i niemiłych też - powrót to pracy w burzowej atmosferze, zepsuty robot kuchenny i - padnięta pralka :(
czasu miałam jednak całe mnóstwo
wszak i chorobowe było, i kilka dni urlopu na ferie (spędzone niestety w domu, po Podlotka się rozkaszlawszy i rozsmarkawszy)
miałam nadrabiać blogowe zaległości, ale - nie wyszło
ale kilka sezonów Gotowych na wszystko zaliczone :)
wolne mi przeleciało na nocnych posiedzeniach przed TV, ale Australian Open to już historia
Przymusowa nieruchawość pooperacyjna i duża ilość czasu na robienie ulubionego żarcia niestety mają swoje wyraźne skutki w okolicach, które niegdyś były moją talią (jakby nie mogło pójść w biust, albo chociaż w pośladki...)
Ja, żarłok pospolity, zastanawiam się nad dietą (bo do ćwiczeń już powoli wracam i nie trzeba mnie specjalnie namawiać)
Chciałabym stworzyć listę dobrych nawyków i powoli ją wdrażać - coś jak metoda 12 kroków. Zastanowić się co mi sprawia największy problem, i stopniowo eliminować błędy. Bo wiem, że przejście z dnia na dzień na choćby najbardziej niegłodową dietę na świecie u mnie - nie przejdzie. Poza tym, przygotowywanie dla siebie samej 100 gram czegośtam skrupulatnie wymierzonego i upieczonego na grillu, i dodatkowo posiłków dla reszty rodziny? jestem na to zbyt leniwa.
praca nad sobą jest bardzo ciężka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)