wtorek, 31 grudnia 2013

w Nowym Roku - bądźmy szczęśliwi, po prostu :)



Radości Wam życzę :)

dziękuję za maile i życzenia,

skupiam się teraz na układaniu badań i dokumentów potrzebnych do operacji w według alfabetu, porządkach w pracy i domu (nawet strych prawie wysprzątałam) - tak na wszelki wypadek.

będzie dobrze



wtorek, 24 grudnia 2013

wpływ Józi na wzrost spożycia

Błyski w kocim oku i dzikie skoki upewniły nas, że będzie wesoło - Józia uznała postawione drzewko za osobisty wypasiony plac zabaw. Na nic tyrady Podlotki akcentowane karcącym palcem i akyszszszszowanie zza rogu, bombki się turlają, choinka się buja - jest zabawa.

Fochman pogrzebał w sieci i obwieścił, że odstraszają skórki cytrusów.

Więc spożywamy karnie grejpfruty/pomarańcze/mandarynki, a skórki rzucamy pod choinkę.

Działa, ale na krótko. Ileż można zjeść cytrusów?!


poniedziałek, 23 grudnia 2013

jadowita sentymentalna

poproszona zostałam na korytarz

wyszłam, powiedziałam "dzień dobry"

nie poznałam człowieka

zmęczonego, smutnego, zgarbionego, w przerażający sposób starego

porozmawialiśmy chwilę

przez ułamek sekundy zobaczyłam to wszystko, czego on nigdy nie zobaczy

jak dzieci kitłaszą się na łóżku z Bigdogiem,

jak Podlotka w skupieniu zdobi ciastka czekoladą, pożerając skrycie co drugie (i ON nie może udawać, że nic nie widzi),

jak Podlotka ostrożnie wydłubuje Józię spomiędzy gałązek choinki, prawiąc jej umoralniające kazania,

jak przebiera pościel z Wielkim Bratem i w rezultacie biegają po ogrodzie ubrani w poszwy pohukując jak duchy,

jak nadziewa czub na choinkę - dwa lata temu jeszcze na ramionach Wielkiego Brata, w tym roku sama, lekko wspinając się na palce, ubrana w zieloną piżamę i długaśną czapkę Świętego Mikołaja z pomponem obijającym się o łydki

i setki innych chwil, które zostawił, odchodząc od nas.

Nie pojmuję, czemu nie próbuje tego zmienić, bo wciąż pamiętam, jak płakał, gdy urodziły się dzieci i jakim był kiedyś fajnym tatą
Czemu, mieszkając od miesiąca tak blisko, ani razu nie próbował się zobaczyć z córką.

Mimo wszystko - Wesołych Świąt, ex-mężu... Życzę Ci, aby dzieci mogły być z Ciebie dumne i z radością się z Tobą spotykały. Dobrej pracy również :)








czwartek, 19 grudnia 2013

termin mam!!!


jakby było mało gonitwy, odkładania wszystkich przyjemności na potempoświętachponowymroku

6 stycznia (jako jedna królowa chyba?) zawitam do podwarszawskich Kajetan celem poddania się dziurawieniu głowy (?) i naprawianiu ucha prawego.

Więc biegam za pozostałymi badaniami, usiłuję ogarnąć Święta, i nie zwariować w pracy.

PO OPERACJI - na chorobowym - nadrobię zaległości w czytaniu blogów, komentowaniu, graniu w literki, rozwiązywaniu krzyżówek, będę gotować pełnowartościowe posiłki i spożywać warzywa, obejrzę setkę nagranych filmów i dokończę prasowanie :D

Co oczywiście jest gigantycznym kłamstwem, albowiem, o ile tylko będę w stanie, to będę oglądać w nocy Australian Open NA ŻYWO, a w dzień odsypiać :)

wtorek, 17 grudnia 2013

hej, góry, góry

były, a jakże.

Z dołu podziwiane, bo jadowita buty ma świetne, ale nie na śnieg :)

poza tym, błyskawicznie przeistaczałyśmy się z Podlotką ze zwierząt luksusowych, macających buty za tysiaka i torebki za tysiaki dwa na krupówkach (popijając zimową latte z coffe heaven) w zwierzęta górskie - i odwrotnie - i te kontrasty chyba najbardziej lubię w Zakopanem.

że można w centrum miasta ujrzeć tańczących grupowo Węgrów, a sto metrów dalej wdzięcznie pozujące na zboczu sarny, niestety wysiadł nam wypasiony aparat i została tylko kiepska komórka, ale sarny są trzy


że można, jak Podlotka, stać się posiadaczką całkiem niedrogich kudłatych butów i dostać ataku śmiechu pod Willą pod Jedlami, w trakcie zaimprowizowanego wykładu o Witkacym, bo owych butów wystraszył się mały jamnikopodobny pies na wąskim chodniczku.

że można wieczorem wracać doliną w asyście księżyca, który jakby uparł się nam zrobić pokaz księżycowych widoczków, a potem popływać w termalnym basenie z parującą na mrozie głową w towarzystwie męskiej kadry niewiadomo czego, prężącej mięśnie grzbietu i nie tylko
schronisko na hali Ornak - puściutkie :)

 gościł nas, już trzeci raz, pensjonat Antałówka, z nielimitowanym wstępem do Aquaparku w cenie :)

ps:
zwierzaki spędziły weekend u rodziców Fochmana, którzy strasznie ich rozpuścili. Bigdog wcale nie chciał wracać do domu, a siłą wepchnięty do auta strzelił focha i nie chciał wysiąść :D

ps2:
Fochman na szlakach zyskał szlachetne miano Kapitan Snuja. Mam wrażenie, że regularne ćwiczenia interwałowe naprawdę poprawiają kondycję. Ale na brzuch to chyba tylko dieta :(

ps3:
a to wspomnienie z mojego sędziowania - rano drugiego turnieju dnia otworzyłam laptop i zdrętwiałam...

Przygotowania do Świąt czas zacząć :)



wtorek, 10 grudnia 2013

jestem jak księżyc w teatrzyku Gałczyńskiego.

Robię swoje.

Chociaż, jak się tak dobrze zastanowić, to robię dużo więcej, niż "swoje"
W pracy jakiś gigantyczny pomór, ciąże i złamania, na dodatek sezon urlopowy w pełni. Nie wiem, w co ręce włożyć i staram się zachować spokój.

i robić swoje :)

A, pierwszy turniej - oficjalny, zapłacony - za mną! Żyję i nie było tak źle :)

Sędziowałam dorosłych facetów, a numerki zrobiłam sobie bardziej pod dzieci (takich turniejów jest więcej) - z Myszką Miki na odwrocie. Panowie mieli bezcenne miny przy losowaniu :D

muszę się ogarnąć czasowo. święta tuż-tuż, w domu brudno, potraw świątecznych brak, a przed nami perspektywa weekendu w Zakopanem...

jakoś będzie.

wtorek, 3 grudnia 2013

jadowita z koniem

Czy mieliście okazję widzieć pędzącą przez miasto powiatowe babę w rozwianym płaszczu i z koniem pod pachą? 

Baba ta poruszała się dziwacznie, szeroko i ostrożnie stawiając nogi, co dwa kroki wykrzywiała twarz i posykiwała,  i bynajmniej nie był to skutek dziesięciogodzinnego tantrycznego seksu (czego baba serdecznie żałuje). 

Po prostu baba ta, zdradzając objawy postępującego szaleństwa, odbyła w wieku lat czterdziestu (i trochę) pierwszą jazdę konną, na koniu, który nie był koniem na biegunach, a który to przedmiot był taszczony celem sprzedaży i podreperowania domowego budżetu.Transakcja się udała, baba, będąca, jak się zapewne domyślacie, jadowitą, posapując wróciła do domu i z jękiem zwaliła się na łóżko, złorzecząc koniowi i własnej progeniturze, która do tejże jazdy ją skłoniła. 

Jako sukces należy odnotować, iż na konia jadowita wsiadła sama. Z ziemi. I nie był to kuc szetlandzki. 

Jako porażkę - w tzw. kłusie brzuch jadowitej podskakiwał bardziej od biustu. 

:)