środa, 20 marca 2013

starsi panowie czyli rzecz o tenisie



Tenis – czynny amatorski, należy tu podkreślić, bo teoretyk i znawca osiągnięć ze mnie średni – jest jedną z moich pasji. Nie bez znaczenia jest fakt, że Tata gra, a odkąd przeszedł na emeryturę (ponieważ był ratownikiem górniczym, przeszedł dość wcześnie), pracuje w sezonie jako „opiekun” kortów tenisowych. I, jak twierdzą zarówno znawcy jak i laicy, jeśli chodzi o korty jest absolutnym FACHOWCEM. Niech no tylko pojawią się najmniejsze choćby, nieśmiałe i blade objawy wiosny, Tata już tupta, poklepuje, wyciąga narzędzia i zaczyna dłubanie. Bo, żeby taki ziemny kort* dobrze przygotować, jest trochę roboty, a posadzone w sąsiedztwie drzewa i opadające z nich liście nie ułatwiają sprawy.

ale nie o tym miałam 

przyjęłam zaproszenie trzech starszych panów jako czwarta do debla. Może nie jest to gra wysokich lotów, ale – ja nie orzeł. Atmosfera meczu jest dla mnie równie ważna jak sama gra. A ze starszymi panami… opowiadają świńskie dowcipy (wszystko im wolno), trzy razy na seta chodzą do kibelka (na hali, a gdy gramy na zwykłych kortach, sikają po prostu w najbliższe krzaki), i uważają mnie za młódkę. Jeden z nich, nazwijmy go Pan A. to postać barwna i  osobliwa. Jest mianowicie biskupem. Ale, jakiego kościoła, nie mam pojęcia. Ma już pod 80-tkę, energiczny, żwawy, ale zdecydowanie powinni zabrać mu prawo jazdy. Kiedy jedziemy z nim autem, współpasażerowie zazwyczaj mają zaciśnięte nogi i co chwila krzyczą „uważaj!”, na co Pan A. odpowiada „niech on uważa, ja mam stare auto”, co skądinąd jest prawdą. Fakt, że ma pasażerów, którzy chcą żyć, umyka jego uwadze :)  Na korcie sporo psuje, krzycząc „o, moje starcze nogi!”, co nie przeszkadza mu wszystkich pouczać i ustawiać.

jednak – gra w zimie, to nie to samo, co w słoneczku latem – tenis to dla mnie słońce, ciało spływające potem, czerwona mączka na nogach i dobra zabawa.

*odwiedziłam w poniedziałek po raz pierwszy ośrodek w Mazańcowicach, jest niesamowity. Technologia budowy tamtych kortów jest inna, nie trzeba ich przed sezonem specjalnie przygotowywać. Nawierzchnia bardzo przyjazna dla stawów. A samo zaplecze, obsługa, czystość – na piątkę.

PS - to było w poniedziałek. Dziś jest środa; informuję, że wróciłam z pracy, umyłam trzy okna i kibelek, oraz zrobiłam obiad na dwa dni. Osoby, które takie rzeczy robią codziennie w pół godziny z palcem w wiadomym otworze, proszę o powstrzymanie się od szyderczego rechotu, ironicznego chichotu i lekceważących uśmieszków, albowiem jestem z siebie dumna :)

PS 2 - przeczytałam u Li, że też na diecie. Kurczę. Ćwiczenia idą mi fajnie, ale jeśli chodzi o jedzenie to porażka. Może jej sukces bardziej mnie zmobilizuje? Bo, jakby tak odejmowało mi choć 10 deko za każdym razem, kiedy mówię "nie, dziękuję" (dzisiaj w pracy 3x na ten przykład) to wyglądałabym...

może tak?

3 komentarze:

  1. z Żywca jesteś? tak mi się skojarzyło:)

    OdpowiedzUsuń
  2. aa,w żywcu takie laski? :)))
    nie, ale blisko - cieszyn

    OdpowiedzUsuń
  3. Laski są co prawda na ogół przereklamowane, ale ładnie ozdabiają dowolną sprawę. Można powiedzieć, że dzięki nim żyje reklama, handel i niektóre hormony.

    Pozdrowienia temu Miejscu!

    OdpowiedzUsuń