piątek, 22 marca 2013

chociaż pies się raduje...

albowiem uwielbia śnieg :) Gdy zaczął topnieć, psisko chodziło po ogrodzie i szukało ostatnich resztek, żeby się w nim wytarzać. Dziś od świtu czekał przed drzwiami, pochrząkując niecierpliwie (zwykle leniwie łypie okiem i wyleguje się do 7 - a tu proszę, przed 6 już tupie) wypuszczony wystrzelił jak z procy, przeskakując jednym susem wszystkie schody i radośnie, wpadł w puch i oblepił wszystkie sobie wszystkie możliwe części psa. Potem poszedł tropić obcego niezidentyfikowanego gatunku, który zostawił widoczne ślady. 

Ech, i tak nie mam na to wpływu, więc - cieszę się razem z nim. Musiałam przeprosić się z zimowym płaszczem...

Usiłuję racjonalnie i rozsądnie zaplanować Święta. I zakupy. Bardzo dokładne sprzątanie chyba sobie daruję, w końcu STARAM SIĘ na bieżąco jakoś działać, a trzy okna zdążyłam umyć w wiosennym słonku, kiedy to było?!

Mam dziś w planach pijaństwo babskie, ale, pomna przestróg, że alkohol blokuje metabolizm, chyba sobie daruję. (Zaraz, kogo chcę oszukać tym metabolizmem? wczoraj wieczorem wypiłam kieliszek słodkiej nalewki na malinach, dla zdrowia, oczywiście, bo coś koło mnie chodzi) Ale na dziś podobno została zakupiona czysta, więc będzie mi łatwiej odmówić, bo nie lubię.  I tego się trzymajmy, metabolizm zostanie skutecznie podkręcony jutro, na nartach :)

ps :)
zainspirowana przez pewną dokształcającą się i rozwijającą swoje pasje blogerkę, postanowiłam zrobić licencję sędziego tenisowego. tak!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz