piątek, 11 stycznia 2013

Fochman gotuje :)

Przepraszam - GOTUJE. Dużymi i grubymi literami :)

Raz na jakiś czas Fochman postanawia wziąć aktywny udział w przygotowaniu posiłku, nie polegający tylko (uwaga, uwaga, czy powinnam pisać, że tylko?) na zrobieniu zakupów i doraźnej pomocy.

Faza pierwsza - Fochman wymyśla - trwa około 1 tygodnia.
Przegląda fora, zestawia przepisy, drukuje zdjęcia i tym podobne. Rzecz nie dotyczy przyjęcia prezydenta ani nawet premiera, nie, nie :) To ma być prosty zazwyczaj jednogarnkowy posiłek, bo jemy o różnych porach, więc tak jest wygodniej.

Faza druga - Fochman zakupuje produkty
I tu ciekawostka. Kupuje WSZYSTKO. Nie interesuje go, że w domu bywa czasem pieprz lub nawet makaron. I potem się dziwi bo..

Faza trzecia - Fochman liczy.
Rachunek musi się zgadzać.  Na rachunku odhaczane są właściwe zakupy, które po podsumowaniu tworzą koszt naszego gara. Potem następuje obliczenie na ile dni  starczyło.

i tu dygresja - MUSI być po prostu :) Do dziś mam wydruk z excela, na którym Fochman podsumował nasze pierwsze wspólne wakacje. Oprócz pozycji normalnych typu paliwo czy pokój, zachował wszystkie rachunki za zakupy, lody czy parkingi, oraz wpisywał systematycznie wydatki nie pokrywane rachunkami.

Faza czwarta - Fochman gotuje.
Opuszczam wtedy nie tylko kuchnię, chętnie dom w ogóle. Zakupione produkty rozkłada na wszystkich możliwych płaszczyznach. Celebruje każdą czynność, nie ma opcji, żeby najpierw wstawił wodę, w międzyczasie robiąc coś innego, albo coś kroił, smażąc. Dlatego zazwyczaj gotuje długo.

Faza piąta - Fochman się zachwyca.
Barwą, smakiem i konsystencją. Biada temu, kto nie zachwyca się wespół zespół.

Faza szósta - Fochman sprząta.
Bo sprząta! Ale... Jeśli kroi się coś przy stole, to szczątki i fragmenty tego czegoś znajdują się nie tylko na stole, prawda? Otóż, Fochman wyciera stół, ale jego boki już nie, a na stojące przy stole krzesła ani myśli zajrzeć :) więc zazwyczaj zbieram z siedzisk kawałki warzyw itp - jak jesteśmy w stanie wojny, podstawiam mu pod nos, a co. Fochman myje kuchenkę, ale nie pomyśli, że smażąc lub dusząc opryskuje się wszystko dookoła, np stojący na kuchence czajnik lub garnek. A garnek dla Fochmana jest jak kobieta - liczy się tylko wnętrze. Z zewnątrz nie myje go wcale.

Czasem ugotuje coś dobrego, jak ostatnio całkiem niezłe leczo. Czasem wyjdzie mu gniot - na przykład wołowina w irlandzkim piwie, którą musiał zjeść sam (no, jego mama z litości wzięła odrobinę, ale to święta kobieta). 

Za to jego tata gotuje wspaniale. Na jego wigilijne pstrągi czekamy cały rok. Ja za to... nie będę się demaskować. Niech za całe określenie moich umiejętności wystarczy fakt, że moje dzieci przepadają za jedzeniem w szkolnej stołówce :) Ale się staram !






2 komentarze:

  1. a moze w tej stolowce gotuje jakis ierozpoznany geniusz kuchni??
    Olivier, Gesler i anna Starmach w jednym?
    He?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst satyryczny!

    Pochwalę się, ze mój narzeczony gotuje świetnie, sprawnie i czysto. Ja to u niego podkuchenną jestem, czyli obieram i kroję.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń