niedziela, 15 czerwca 2014

szpiczaste zaporówki



na święcie naszego miasta powiatowego
najbardziej podobała nam się
uliczna wyprzedaż książek z remontowanej biblioteki
wyszłyśmy z dwiema siatami
tomiszczy po 2 lub 4 zeta
no jak nie kupić :)

między innym nabyłyśmy z Podlotką
(z myślą o dziadkach brydżystach)
dwutomową encyklopedię brydżową

przyznaję, że konwencje, zrzutki itp
bardziej ciekawią mnie
ze względu na fikuśne brzmienie
(stąd tytuł)
bo brydżysta ze mnie
oględnie mówiąc
kiepski

potrafię ułożyć karty
trzymać je, bardzo elegancko
policzyć punkty
i wylicytować cokolwiek, pod warunkiem, że mam całą górę

gdy przychodzi do kombinowania
głowa mi się gotuje
mój nieszczęsny partner oblewa się potem
a każda moja odzywka
ma intonację pytającą
bo nigdy nie wiem,
czy pytam o asy
czy informuję, ile ich posiadam :)


3 komentarze:

  1. Brydż - kiedyś nauczyłam się grać z podręcznika napisanego przez pana Korwina-Mikke :)
    Oczywiście na tyle, żeby być przysłowiową czwartą do brydża.
    A Młodsza chodzi na zajęcia z brydża jako na tzw, OGUN (przedmiot ogólnouniwersytecki)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gra sama w sobie jest ok, tylko trzeba myśleć, a ja niestety jestem jadowitą o bardzo małym rozumku :)

      Usuń
  2. Też tak mam z kartami, to niekoniecznie ma związek z małym rozumkiem ;) W szachy biję małżonka bezlitośnie, ale jak tylko dostaję karty do łapy, to z kącika ust zaczyna mi wyciekać ślina, wzrok mam tępy jak rogal drożdżowy, nic nie rozumiem, a mój mózg obsesyjnie roztrząsa kwestie typu: czy "karo" jest słowem ładniejszym od "kier" i dlaczego trefl kojarzy mi się z truflami.
    Podoba mi się Twój blog. Mieszkam w lesie i generalnie unikam bezpośredniego kontaktu z ludźmi, ale lubię ich poznawać przez czytanie. Twój styl do mnie przemawia, może dlatego, że jest tak odmienny od mojego (wodę leję, aż buty mokną). Jesteś jak te japońskie wiersze haiku: trzy linijki, a wszystko widać, słychać i czuć. Ja nawet komentarza nie umiem krótkiego napisać.

    OdpowiedzUsuń