poniedziałek, 17 grudnia 2012

spierniczony weekend

Oto niezawodny przepis na spierniczony weekend:
1/ dwa chore kotki (choroba okazała się groźna i zakaźna; wet z początku kręcił głową ale potem cały weekend i dziś rano kursowaliśmy na zastrzyki, coś tam pomaga),
2/ jedna rozhisteryzowana stanem swojego ulubieńca nastolatka,
3/ jedna chora matka (łeb jak bania, gorączka, i dodatkowo suchy kaszel wyrywający płuca na zewnątrz),
4/ jeden pierdzący niemożliwie lablador,
5/ domek z piernika jako zadanie domowe, na poniedziałek. Pół soboty robiony był projekt techniczny i części z ciasta, w niedzielę posklejanie tego w kupę okazało się dla chorej matki niewykonalne. Lukier twardniał na kamień gdy tylko próbowałam zrobić jakiś ozdobny zygzak, nie twardniał wcale, gdy miał skleić ściany. Wyszła podszyta wiatrem krzywa chałupa. Całość okazała się bez sensu, gdyż rozhisteryzowana nastolatka odmówiła dziś pójścia do szkoły. Podobno w nocy pilnowała kotów, żeby nie umarły.
6/ kilogram spalonego nadzienia do pierogów, przeznaczonych na wigilijkę w pracy.

Wymieszać i podziwiać, jak rośnie :)

Przy tym wszystkim całkiem całkiem zachował się fochman, nie powiem. Nosił cierpliwie herbatki, znosił przekleństwa i siwy dym w kuchni, rysował projekty, woził kocie oklapłe dupki do weta i w ogóle byłam w szoku. Syn stanął na wysokości (zadania) i wyczyścił wierzchy szaf i żyrandole. Idą Święta :)

No i - co wprowadziło matkę w największy smutek:
Oto dziecko moje młodsze malutkie sięgnęło do czubka choinki bez podnoszenia :(

to nie fair :(
mogła poczekać jeszcze rok chociaż, prawda?


wykończona powyższym, nienadająca się do niczego, właśnie wykorzystuję ostatnie nędzne dni świątecznego urlopu, w czasie gdy powinnam tryskać energią, w rytm dżingle bells szorować schody i robić zakupy z milionem innych zagonionych matek, robiących to samo.

Jeśli chodzi o pierogi, to spróbuję namówić mamę, żeby mi zrobiła, w ramach terapii.

Wszystkich przedświątecznie chorych pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz