wtorek, 25 grudnia 2012

postrach inkasenta.

w naszym spokojnym domu na zadupiu dzwonek do drzwi rozlega się rzadko. Wystarczająco rzadko, by wywołać zdumienie oraz oszalałe podskoki psa, który bardzo lubi gości. Naprawdę, bardzo.

Tytułowy inkasent grzecznie puka do drzwi, a ja szarpię się z potworem, który momentalnie przestaje być cielakowaty i nieruchawy, staje się przebiegły, sprytny i śliski. Drzwi uchylają się i zaraz zamykają z hukiem.
Słyszę przytłumione:
- Pani zamknie pieska?
- Już, zamykam - odpowiadam optymistycznie.
Pies nie daje się wtłoczyć do łazienki, przeczuwając moje zamiary przylega całym ciałem do podłogi, przylepia się po prostu do posadzki razem z uszami. Żeby go ruszyć, musiałabym użyć łopaty.
Drzwi wejściowe znów się uchylają, dzięki czemu pies się podnosi
- Pani zamknie pie... - łupnięcie drzwi
- Przecież (kolano na psi tors) się (ręce na psi kark) staram (druga noga energicznie wypycha) - charczę niewyraźnie.
Wpycham towarzyskiego potwora do kuchni, zamykam drzwi, biegnę zamknąć drzwi z drugiej strony od salonu, otwieram niedużemu Panu, który przebiega chyłkiem do licznika i kurcgalopkiem opuszcza niegościnny dom. W kompletnej ciszy rozlega się walenie psa o drzwi, które robi naprawdę upiorne wrażenie.

Nie każdemu da się wytłumaczyć, że to najłagodniejszy zwierz na świecie. Nie każdemu chcę to tłumaczyć :)
Nie każdy lubi być oblizywany i ochlapywany glutami przez psa, nawet jeśli jest to absolutnie cudowny pies, rozumiem to doskonale.

Tym razem bitwa wygrana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz