czwartek, 16 maja 2013

to co mam, to co mam własnego - tego mi nie zabierze nikt...

na dzień dzisiejszy jadowita posiada:

1/ obłażący ze skóry sino-czerwony nochal, do kompletu z górną wargą,

2/ zlasowany mózg, albowiem myśli (ha! więc jest!) o nominacjach, których nie zrobiła i o postach, które wymagają korekty i opublikowania,

3/ parę obwisłych (w sumie 3 lata karmienia piersią) cycków w rozmiarze B - w porywach przed miesiączką do C - z zawartością w sumie nieznaną, bo na mammo są to cycki zbyt młode; przedmiotowe nie wyglądają nawet w połowie tak dobrze, jak piersi Angeliny Jolie. Poza tym, że, jako polka prawdziwa wściekle zawistna, nienawidzę Angeliny (bo ma Brada, a kto, jeśli nie jadowita, lepiej by do Brada pasował, no kto?), to wzbudzanie - szczególnie w Polsce - medialnej i nawet politycznej burzy z powodu usunięcia przez nią piersi uważam za niezbyt pomocne a miejscami nawet śmieszne. Aktorka miała do dyspozycji sztab najlepszych specjalistów i możliwość zrobienia tysiąca badań, na które mnie nigdy nie będzie stać.

I obym nigdy nie musiała wybierać sposobu leczenia, bo pewnie nie będę miała wyboru.

Ani takiego komfortu, żeby Brad trzymał mnie za rękę po operacji :)

I dlatego, bardziej do wyobraźni przemawia mi mammo-autobus, pojawiający się czasem na prowincji, albo pracodawca, który refunduje badania, albo moja niedoszła teściowa, która opowiadała jak wykryła sobie guzek przy samobadaniu, czyli coś swojskiego i na moją miarę.  I akcję w stylu "patrzcie, usunęłam piersi i żyję dalej jak w bajce w dodatku służąc przykładem" uważam za nietrafioną w naszych realiach. I chyba nie tylko w naszych.

Niemniej jednak, pojawiające się w komentarzach przypuszczenia, że wszystko jest zasłoną dymną aby uzasadnić nowe piersi Angeliny, uważam za mocno przesadzone :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz