niedziela, 14 lipca 2013

pędzikiem przez tydzień :)

Dzień pierwszy.

pakujemy się, lecimy, neutralizujemy bujanie...
irytujący jest fakt, że dotąd przechodziłam przez to na zasadzie prowadzonej na łańcuchu krowy, której tylko od czasu do czasu Fochman mówił, na której stronie ma otworzyć paszport. Teraz lecę sama, w dodatku z Podlotką, więc wpadnięcie w panikę wykluczone. W Hurgadzie jakaś para wykłóca się wrzaskliwie, że wizy są po 15$ a nam sprzedają po 17$. Well, trzeba było wyczytać na jakimś forum, tak jak Jadowita, że są po 25, to cena 17 byłaby powodem do zadowolenia :D


Dzień drugi.

niesamowite, ile ludzie potrafią nałożyć sobie jedzenia na jeden talerz. Kupa makaronu, ryżu i do tego 3 buły, myślałam, że to dla całej rodziny i Pani postawi talerz na środku, ale postawiła przed sobą. Podczas pobytu skrzętnie przestrzegam zaleceń bywalców w obawie przed klątwą, ostrożnie próbuję nowości,
z gwinta zapobiegawczo łykam żołądkową, a Podlotka lekcesobieważy to moje gderanie, co okaże się brzemienne w skutki.

Dzień trzeci.
kompletnie nie rozumiem, dlaczego kobiety nie lubią chodzić na ryby. Jadowita z Podlotką luuuubią chodzić na ryby :D


Dzień czwarty.

Snurkowanie tutaj jest sportem ekstremalnym, do głębokiego już morza można się dostać jedynie ze śliskich schodków na końcu kilometrowego mola. Jestem posiniaczona i podrapana, gdyż schodki nie są specjalnie zabezpieczone, fala rzuca człowiekiem, a na końcu schodków uparcie wiszą winogrona ludzisk, którzy plują, nie umieją wejść albo wyjść, albo zastanawiają się czy w ogóle próbować, ewentualnie pokonują drogę w dół na tyłku w przyśpieszonym tempie, co jest bolesne (wiem, sprawdziłam)

Wrażenia wynagradzają wszystko. Rafa jest fascynująca, a lekko odpływając w bok można się znaleźć w filmie "Wielki błękit"; kołysanie morza uspokaja i wycisza.


Dzień piąty.

Gderliwa i ostrożna Jadowita składa częste, choć rzadkie, pokłony Faraonowi.
Podlotka ma się znakomicie :)



Dzień szósty

Jest lepiej. Wydawszy równowartość torebki "marki" Prada lub dowolnej innej, w aptece, analizuję, co takiego zjadłam. Chyba to były daktyle, które na świeżo są po prostu pyszne :) Podlotka okularami marki "Ray Ban" oraz trampkami "Converse" wkroczyła w świat pseudoluksusu dla ubogich.


Dzień siódmy

rano z przerażeniem odkrywam brak plażowego ręcznika. Leżały dwa na tarasie, pod kostiumami, kostiumy zrzucone, ręcznika brak. Z ręczników trzeba się rozliczyć, kary, jakieś straszne pieniądze, robi mi się słabo. Zgłosić kradzież? co to da? dać w łapę sprzątaczowi? Analizuję sytuację, po dyskusjach idę ukraść ręcznik. Wracam z sercem w gardle, miękkimi kolanami i ręcznikiem. Wypijam pół szklanki żołądkowej i postanawiam nigdy więcej nic nie kraść. Po przeczytaniu informacji od rezydenta uświadamiam sobie, że zapłaciłabym jakieś 35 złotych.

Poza tym było do bólu klasycznie - słońce, słońce, słońce, piaszczysta plaża, pływanie, pływanie, spacery, szaleństwa na zjeżdżalniach, lenistwo, lenistwo, lenistwo :) Tak przywykłam do gorącego podmuchu powietrza wychodząc z jakichkolwiek pomieszczeń, że w nocy na lotnisku po powrocie przeżyłam szok. Polski lipiec, ech :)

Za tydzień wracam do pracy, zarabiać na następny wyjazd :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz