środa, 3 kwietnia 2013

wyżaliłam się na forum...



tutaj

trochę mi lżej. To idiotyczne, że ciągle mam nadzieję - że weźmie dzieci na fajne (no dobra - jakiekolwiek) wakacje, chociaż na weekend, no. Że cokolwiek. Ech, gupia ja.

Tak jak pisałam, kotłowanina pościelowa pomogła. Wyginanie śmiało ciała takoż :)

a mleko z miodem to już w ogóle:)


Przy okazji gardła dziwnego drapania (ta wiosna...) przeczytałam książkę. Chciałam coś lekkiego, ale... rany. Polecam - jako podpórkę pod stół, tapczan, do zabijania włochatych pająków, czy do czego tam się przyda. Książka jest o rodzinie wspaniałej, bogatej i szczęśliwej do urzygu, która staje się jeszcze wspanialsza, jeszcze bogatsza i jeszcze szczęśliwsza. Od drugiego rozdziału czytałam z zapartym tchem, że może przytrafi im się coś... cokolwiek, co zburzy to pasmo słodkiej szczęśliwości, wzajemnej miłości, tolerancji, spadnie samolot (biznesclass, naturalnie), utopi się luksusowy jacht, zmoczy ich poranny deszczyk... NIC. Pod koniec tytułowa bohaterka dostaje raka. Po następnych dwóch stronach jest zdrowa. I szczęśliwa. Wszyscy są niestrawnie szczęśliwi, a może ja po prostu zazdrosna jestem?
Jeśli chcecie poczytać, znajdźcie coś ciekawszego. Fabuła jest powierzchowna, postaci ledwo zarysowane, problemy może i prawdziwe, ale żaden nie poruszony w ciekawy sposób, nie pogłębiony.

Z frontu walki z wymiarami kortu tenisowego donoszę, że zapamiętałam szerokość kortu do gry pojedyńczej. Ale, to przez pogodę, na pewno.

2 komentarze:

  1. obawiam się że danielle stille czy jak jej tam, to nawet za podpórkę do stołu sie nie zda:)chociaż czytałam a i ofszem:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby mieć zdanie, trza przeczytać :) Ale okładka solidna, twarda.

    OdpowiedzUsuń