piątek, 27 marca 2015

jadowita wybiera coś z niczego

wygląda na to, że wybieranie chałupy w interesującej nas cenie będzie popisem sztuki wyłuskiwania zalet w wielokrotnym sadystycznym mordercy

kandydat nr 1 miał na przykład bardzo dużą ilość świętych obrazków. WSZĘDZIE, nawet w piwnicy.
niestety, musiałoby być ich znacznie więcej, aby zakryć falujące ściany, a gdyby leżały także na podłodze, być może nie zauważyłabym krzywych podłóg i dziwacznych progów. Były za to rażące w tym wszystkim nowiuteńkie okna.  Dodatkowo, tuż za płotem rozpoczęta spora inwestycja, o której pośrednik nie umiał powiedzieć nic konkretnego (minus, duży minus); ponieważ nie mam ochoty mieszkać przy, powiedzmy, ubojni drobiu, zrezygnowałam z towarzystwa wszystkich świętych. Chociaż było kilku, których chętnie zabrałabym ze sobą.

do kandydata nr 2 wkradliśmy się podstępem. Zaczepiliśmy wychodzącego pana, i już, procent który musiałabym wydać na pośrednika zaoszczędzony:) Fochman oczywiście oburzał się, że tak nie wypada, włazić ludziom do domu bez uprzedzenia, ale co tam dobre maniery w obliczu możliwej bezdomności... nie wspominając o kilku tysiącach złotych prowizji, prawda? Właścicielka okazała się miła, gadatliwa, a dom zawalony książkami. Ma dużo więcej zalet (taras, marzę o tarasie!), widać, że jest zadbany, suchy i dość wygodny, trzeba jednak zlekceważyć biegnącą wzdłuż działki linię kolejową i elektrownię z drugiej strony ulicy. I konieczność zamieszkania w tym wypadku z moją matką, bo jest to dom dwurodzinny. chciałam wprawdzie być bliżej niej, żeby ją trochę ruszyć i czymś zająć, ale nie wiem, czy aż tak blisko.

tyle na razie doniesień z frontu
jest sobota, 6 rano, co obrazuje w jakimś stopniu stan mojego umysłu - od kilku dni nie mogę spać
rozsądnym wyjściem z sytuacji jest trafienie w totka, nawet niekoniecznie kumulacji, czego sobie i Wam życzę


2 komentarze: