poniedziałek, 2 lutego 2015

w ciemnogrodzie

nie wiem, czy to spowodowane jest wiekiem, ale zauważyłam ostatnio, że obrastam w przedmioty
z którymi, mówiąc delikatnie, czuję osobliwą więź

mają mnie chronić ode złego, tudzież zapewniać dostatki
kilka tygodni chodziłam ozdobiona gumeczką z pozłacaną agrafeczką w charakterze bransoletki
(wielką uciechę miała z niej Józia - zamiast trącać mnie o wschodzie słońca wąsem, zahaczała pazurem i strzelała gumeczką w przegub), dwa dni temu zauważyłam, że jej nie mam
i straszliwie się zdenerwowałam, że mi amulet przepadł
po czym zorientowałam się, że mam pełno innych amuletów, a gumeczki nie noszę od trzech tygodni co najmniej i żyję

ale ruszyłam z autoanalizą i:
pisałam jakiś czas temu o zielonym oku
portfel (czerwony, oczywiście) cały wypchany - i to bynajmniej nie dolaramiiii - lecz figurkami słonia, anioła, żaby, mam też jakieś dziwaczne monety, w tym jednogroszówka, którą osobiście wydłubałam ze służbowej niszczarki, bo utknęła blokując urządzenie (co akurat nie jest dziwne, bo to była niszczarka do papieru ;P)

jest jeszcze sprawa kolczyków
otóż - kilka lat temu, na swoje okrągłe urodziny, dostałam od koleżanek z pracy prezent, złote kolczyki. Nosiłam je nieprzerwanie przez chyba 2 lata, i trzeba trafu, że kiedyś ktoś mi powiedział, że chyba już tych kolczyków nie zmienię, chyba że na swój pogrzeb. Wiem, głupie, ale... stoi mi to w uszach, swędzi, jątrzy, gryzie i - boję się zdjąć te cholerne kolczyki.

Czy powinnam się leczyć już?

4 komentarze: