piątek, 10 kwietnia 2015

walka z bebechem czyli temat rzeka



rzecz o odchudzaniu
temat obgadany na wszystkie strony
dodam swoje okraszone sukcesem trzy grosze
otóż, jestem żarłokiem. Uwielbiam czynność jedzenia, być może rekompensując sobie w ten sposób braki w innych dziedzinach życia, jedzenie jest po prostu dla mnie przyjemnością samą w sobie. Przy czym zaznaczyć należy, że nie zaliczam się do wybrednych smakoszy. W tej sytuacji od jakichś 2-3 lat robiło się mnie coraz więcej i więcej, głównie w brzuchu – wiek i spowolnione trawienie też zrobiły swoje. Nigdy nie byłam na żadnej diecie, a samo słowo wywołuje u mnie chęć przekąszenia czegokolwiek, byle natychmiast, potwierdzając, że problem mojego głównie wieczornego obżarstwa mieści się w głowie. Do zmiany przyzwyczajeń żywieniowych dojrzewałam powoli, próbowałam zmieniać nawyki metodą drobnych kroków, ale nie sprawdziła się. Któregoś dnia koleżanka z pracy przez okres adwentu postanowiła nie jeść słodyczy. Pomyślałam sobie – spróbuję, do świąt bez słodyczy i chleba, a potem się zobaczy. Problem posiłków (a zjadałam 6-8 kromek białego chleba dziennie!!) rozwiązała kasza jaglana, za którą obecnie przepadam. Od początku grudnia jem 4-5 posiłków dziennie, wielkości objętościowo ok. 1 pięści, z kaszą, płatkami , po dwóch tygodniach włączyłam kromkę razowego chleba. W ciągu dwóch miesięcy schudłam 8 kg, początkowo twarz, oczywiście biust, sporo z pasa i brzucha i …dłoni. „Ubraniowo” zmalałam o ok. 2 rozmiary, obecnie plasuję się między L a M, ważę 65kg., dużo lepiej się czuję, jeśli chodzi o sprawy trawienne, co było dla mnie chyba ważniejsze od samego schudnięcia. Uważam, że kluczowa w moim przypadku okazała się temperatura posiłków – gdy zjem coś ciepłego, czuję się po prostu lepiej, dlatego minimum 3 moje posiłki są ciepłe. Ale też nieskomplikowane, bez uciążliwych obliczeń wagowo/kalorycznych, i robione z tego co lubię i zwykle jadam. Do tego sporo ruchu (ale to nic nowego, ruszam się od zawsze, a ostatnio dużo lżej się ruszam) i sporo - około 2-3 litrów dziennie - ziołowych herbat, gdyż nie lubię wody 

Niestety, osiągnięty w sumie łatwo i bez wyrzeczeń cel* równie łatwo jest zniweczyć. Poluzowałam sobie słodko w lutym, kontrolując jedynie wagę, która nadal spadała, chyba siłą rozpędu. Pod koniec marca na zumbie dostałam kolki i to był sygnał ostrzegawczy, że wracają stare przyzwyczajenia, więc... wracam do diety. Najwyraźniej potrzebuję bata nad sobą :)
wymyśliłam, że spróbuję zrzucić jeszcze 5 kg, chociaż zastanawiam się, czy nie będzie mi skóra wisieć ;D

* to znaczy tylko tyle, że nie wspominam tego czasu jako koszmar - nie byłam głodna, i nie zapychałam się np. sałatą, której nie lubię, a którą narzucałaby mi jakaś wymyślna dieta. Odmawiałam sobie słodyczy, ale miałam poczucie, że robię coś dobrego dla siebie.

4 komentarze:

  1. Ja też osiem, ale z trochę wyższego pułapu - teraz mam 71. Specjalnie dałam sobie wolniejsze tempo, żeby pęcherzyk żółciowy nie zaszalał jak wtedy, kiedy schudłam 13 kilo w trzy miesiące. Teraz osiem w cztery miesiące. Po prostu mniej jem i nie mam wilczego apetytu wieczorem - u mnie jak mam dziennie 1500 kcal, to już waga spada :) fajne jest to uczucie, kiedy znowu zaczynają pasować stare spodnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 w trzy miesiące?! zaszalałaś razem z pęcherzykiem :)
      gdybyż "po prostu mniej jem..." było takie proste :D moje wieczorne sesje z chlebkiem i masełkiem...

      Usuń
  2. Rany boskie! Dieta. Strasznie nie lubię. Chudnie mi się samo, gdy jestem bardzo zajęta. Wtedy mniej jem, czyli działa osławione "jedz połowę".
    Kasza jaglana jest supr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rzeczywiście, coś w tym jest :) ale jakoś samo mi się nigdy nie schudło, jedynie w trakcie rozwodu, wolałabym tej kuracji nie powtarzać :)

      Usuń