poproszona zostałam na korytarz
wyszłam, powiedziałam "dzień dobry"
nie poznałam człowieka
zmęczonego, smutnego, zgarbionego, w przerażający sposób starego
porozmawialiśmy chwilę
przez ułamek sekundy zobaczyłam to wszystko, czego on nigdy nie zobaczy
jak dzieci kitłaszą się na łóżku z Bigdogiem,
jak Podlotka w skupieniu zdobi ciastka czekoladą, pożerając skrycie co drugie (i ON nie może udawać, że nic nie widzi),
jak Podlotka ostrożnie wydłubuje Józię spomiędzy gałązek choinki, prawiąc jej umoralniające kazania,
jak przebiera pościel z Wielkim Bratem i w rezultacie biegają po ogrodzie ubrani w poszwy pohukując jak duchy,
jak nadziewa czub na choinkę - dwa lata temu jeszcze na ramionach Wielkiego Brata, w tym roku sama, lekko wspinając się na palce, ubrana w zieloną piżamę i długaśną czapkę Świętego Mikołaja z pomponem obijającym się o łydki
i setki innych chwil, które zostawił, odchodząc od nas.
Nie pojmuję, czemu nie próbuje tego zmienić, bo wciąż pamiętam, jak płakał, gdy urodziły się dzieci i jakim był kiedyś fajnym tatą
Czemu, mieszkając od miesiąca tak blisko, ani razu nie próbował się zobaczyć z córką.
Mimo wszystko - Wesołych Świąt, ex-mężu... Życzę Ci, aby dzieci mogły być z Ciebie dumne i z radością się z Tobą spotykały. Dobrej pracy również :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz