wtorek, 17 grudnia 2013

hej, góry, góry

były, a jakże.

Z dołu podziwiane, bo jadowita buty ma świetne, ale nie na śnieg :)

poza tym, błyskawicznie przeistaczałyśmy się z Podlotką ze zwierząt luksusowych, macających buty za tysiaka i torebki za tysiaki dwa na krupówkach (popijając zimową latte z coffe heaven) w zwierzęta górskie - i odwrotnie - i te kontrasty chyba najbardziej lubię w Zakopanem.

że można w centrum miasta ujrzeć tańczących grupowo Węgrów, a sto metrów dalej wdzięcznie pozujące na zboczu sarny, niestety wysiadł nam wypasiony aparat i została tylko kiepska komórka, ale sarny są trzy


że można, jak Podlotka, stać się posiadaczką całkiem niedrogich kudłatych butów i dostać ataku śmiechu pod Willą pod Jedlami, w trakcie zaimprowizowanego wykładu o Witkacym, bo owych butów wystraszył się mały jamnikopodobny pies na wąskim chodniczku.

że można wieczorem wracać doliną w asyście księżyca, który jakby uparł się nam zrobić pokaz księżycowych widoczków, a potem popływać w termalnym basenie z parującą na mrozie głową w towarzystwie męskiej kadry niewiadomo czego, prężącej mięśnie grzbietu i nie tylko
schronisko na hali Ornak - puściutkie :)

 gościł nas, już trzeci raz, pensjonat Antałówka, z nielimitowanym wstępem do Aquaparku w cenie :)

ps:
zwierzaki spędziły weekend u rodziców Fochmana, którzy strasznie ich rozpuścili. Bigdog wcale nie chciał wracać do domu, a siłą wepchnięty do auta strzelił focha i nie chciał wysiąść :D

ps2:
Fochman na szlakach zyskał szlachetne miano Kapitan Snuja. Mam wrażenie, że regularne ćwiczenia interwałowe naprawdę poprawiają kondycję. Ale na brzuch to chyba tylko dieta :(

ps3:
a to wspomnienie z mojego sędziowania - rano drugiego turnieju dnia otworzyłam laptop i zdrętwiałam...

Przygotowania do Świąt czas zacząć :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz