nie byłam ostatnio zbyt sumienna, jeśli chodzi o notowanie zdarzeń
a tyle rzeczy miłych się zdarzyło
i wygrana Łukasza Kubota i wygrana Stena W., o którym już pisałam kiedyś :)
i niemiłych też - powrót to pracy w burzowej atmosferze, zepsuty robot kuchenny i - padnięta pralka :(
czasu miałam jednak całe mnóstwo
wszak i chorobowe było, i kilka dni urlopu na ferie (spędzone niestety w domu, po Podlotka się rozkaszlawszy i rozsmarkawszy)
miałam nadrabiać blogowe zaległości, ale - nie wyszło
ale kilka sezonów Gotowych na wszystko zaliczone :)
wolne mi przeleciało na nocnych posiedzeniach przed TV, ale Australian Open to już historia
Przymusowa nieruchawość pooperacyjna i duża ilość czasu na robienie ulubionego żarcia niestety mają swoje wyraźne skutki w okolicach, które niegdyś były moją talią (jakby nie mogło pójść w biust, albo chociaż w pośladki...)
Ja, żarłok pospolity, zastanawiam się nad dietą (bo do ćwiczeń już powoli wracam i nie trzeba mnie specjalnie namawiać)
Chciałabym stworzyć listę dobrych nawyków i powoli ją wdrażać - coś jak metoda 12 kroków. Zastanowić się co mi sprawia największy problem, i stopniowo eliminować błędy. Bo wiem, że przejście z dnia na dzień na choćby najbardziej niegłodową dietę na świecie u mnie - nie przejdzie. Poza tym, przygotowywanie dla siebie samej 100 gram czegośtam skrupulatnie wymierzonego i upieczonego na grillu, i dodatkowo posiłków dla reszty rodziny? jestem na to zbyt leniwa.
praca nad sobą jest bardzo ciężka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz