środa, 29 maja 2013

nieidealną matką być nie oznacza być matką beznadziejną, chyba?

W moim matkowaniu najwięcej jest, jak pisałam, poczucia winy.

że jest się gdzie indziej niż dziecko, na przykład w pracy. Albo robi się coś, co sprawia frajdę, bez dziecka, a jak się jest z tym dzieckiem, to i tak jakoś niewystarczająco, i nie wygląda to jak reklama serka almette, a przecież powinno.

że nie jest się wystarczająco dobrą.
Mam tak bez przerwy.

I jeszcze strachu.

Nigdy nie byłam dziewczyną/kobietą ćwierkającą nad cudzymi dziećmi, ze swoimi jakoś udało mi się dogadać.Z naciskiem na "jakoś". I bardzo cieszę się, ze już są podrośnięte. Że uniknęły - cudem zapewne - śmierci łóżeczkowej, moich niezgrabnych poczynań, otrucia z mej przyczyny, menigokoków (czy czegoś w tym stylu), alergii, powikłań po ospie, że mają za sobą problemy żłobkowo-przedszkolne.

Udało się i wyrosły nastolatki lub coś ponad to.

ale

Przed nimi narkotyki, pierwsze lub drugie papierosy, wódka i seks, nieplanowane ciąże, miłosne zawody...i pierdylion innych zagrożeń, których nie jestem w stanie ogarnąć.

Dławię się chęcią zamknięcia ich obojga w domkach z piernika i pilnowania 24 godziny na dobę. Dławię się bezradnością.

Wiem, że mogłam kiedyś zrobić dużo dużo więcej. W ciąży jeść więcej nabiału i warzyw, nie wziąć tabletki przeciwbólowej, wcześniej rzucić palenie, później nie zapomnieć raz czy dwa podać witaminki i surowiej pilnować przy lekcjach... Więc wracamy do poczucia winy.

Gdyby obowiązywało coś jak prawo posiadania dzieci, prawdopodobnie nigdy nie zostałabym uznana za osobę nadającą się na matkę.

Ale na szczęście ja, matka nieidealna, mam fajne, nieidealne dzieci.

Jedno z tych dzieci mi kiedyś obiecało, że będzie pielęgnować mój nagrobek.

I w ten oto sposób - zakładając, że dziecię zostało wychowane w duchu obowiązku spełniania obietnic, mam zapewnioną opiekę i pamięć. I niech tak zostanie :)

poniedziałek, 27 maja 2013

Post o poście :)

śpiewać na melodię Kazika o baranku :D


Post mi się rzuca na głowę
kłębią się myśli włochate,
żądza odbiera mi mowę
cóż, może bzyknę się latem...

wszystko przez telefon pewnego partnera tenisowego, niewidzianego od jesieni,  który jest, że tak powiem, w moim typie. Nie widziałam go przez kilka miesięcy, to nie musiałam zębów zagryzać...


Zresztą, takam wyposzczona, że wszyscy są w moim typie. No dobra, prawie wszyscy... :)

Partner, nazwijmy go Krzysiem, jest jak telefon - zajęty. Żeby chociaż jakiś sygnał, żebym nie straciła wiary w siebie, ale gdzie tam. Sygnału brak. Nie jestem kobietą, jestem kumplem.Siedzimy na ławce, spoceni, gadamy:

Krzyś: - muszę się ruszać więcej, bo przytyłem przez zimę. Narty, to jednak nie to... A Ty przytyłaś?

(rzecz oczywista - zainteresowany facet nie zadałby takiego pytania, tylko mi wmawiał, ze schudłam, prawda?)

Odpowiadam więc, niecałkiem zgodnie z prawdą - Ja ćwiczę codziennie.

- ?!? codziennie to ja nawet nie bzykam!

Na co ja odruchowo, zanim zdążyłam pomyśleć:

- nie bzykałam od dwóch lat chyba, muszę się jakoś wyżyć...

Krzyś zalicza opad szczęki, po czym razem rechoczemy radośnie. Dla usprawiedliwienia dodam, że Krzyś jest lekarzem i nie jest to pierwsza tego rodzaju rozmowa; ponadto oglądał mnie nawet od środka na rentgenie. Więc muszę znaleźć sobie do molestowania kogoś, dla kogo będę bardziej tajemnicza :D

niedziela, 26 maja 2013

matkowanie i sędziowanie...

sędziowanie jest super :)

matkowanie jest trudniejsze- próbowałam podsumować właśne doświadczenia, ale ten post nie nadaje się do publikacji :) Zaczęłam od nieustannego towarzyszącego mi poczucia winy, a potem było już tylko gorzej.

Więc, wszystkim mamom życzę dużo zdrowia i cierpliwości.




Rozważania na temat swojej matki zostawię na ewentualną rozmowę z psychologiem, no, chyba, że mi się kiedyś zbierze. Ale nie dziś.

Moje dzieci w prezencie umyły mi dziś auto, w takcie dancing queen abby. Skończyło się awaryjnym suszeniem dzieci i psa,  zabawa była przednia. Jakoś mi uciekł ten weekend, muszę się pozbierać.


 a w drodze słuchałam...

piątek, 24 maja 2013

Róża




Wiedziałam, że "Róża" będzie filmem wymagającym.

Nie myślałam, że aż TAK.




Warto od czasu do czasu poruszyć zakamarki duszy, przewietrzyć zakątki dawno uśpione.

czwartek, 23 maja 2013

niewolne

Miałam dwa dni wolne, bo nieletnia się przeziębiła, w związku z czym nie miałam czasu na nic :)

ale, nagotowałam obiadów na tydzień, narobiłam się herbatki zielonej z miodem i pobiegałam z syropkiem.

wczoraj wieczorem ruszyłyśmy do Wisły, żeby łyknąć chłodnego górskiego poburzowego powietrza, dla zdrowotności spacerując wzdłuż królowej rzek polskich. Zaatakowałyśmy legendarną janeczkę i jestem szczerze zawiedziona. Ciastka (w tym ciastko mistrza Adama) były gumowe i smakowały jednakowo - choć wzięłyśmy różne, bo lubimy sobie dziubać z talerzyków; latte lepsza jest na orlenie, ceny wczasowo-kurortowe. Następnym razem poszukamy innej cukierni :)


no i przeczytałam coś znów

Pani Anna Wrzalińska napisała książkę Życie rumiane moje
naprawdę jest ciekawa. Naprawdę fajnie się czyta

ale


może to moja fobia osobista, ale jak widzę tekst, w którym co trzy słowa zawisa wielokropek...

no wywraca mię po prostu. Są fragmenty, które czyta się doskonale. Są niestety takie, z których kropki trzy (po trzy :) wyłażą na marginesy, dziubią czytelnika w oczy, drapią w gardle, drażnią, tańczą, bo ja wiem? Dominują :) I to zupełnie niepotrzebnie.


Przeczytałam też Jak nie zrobić kariery...  Pani Lidii Stanisławskiej. Jest pełna anegdot, oraz uroczych słówek typu absmak, które chce się głośno powiedzieć, żeby sprawdzić, czy brzmią tak ciekawie jak wyglądają :) Polecam - bez żadnych ale. Czyta się znakomicie.


Poza tym, po ostatnich wydarzeniach w Londynie, zaczynam wpadać w panikę. Może odwołają tą wycieczkę?


sobota, 18 maja 2013

sezon na leszcze, przepraszam, liny

liny, koszmar mój, bynajmniej nie kuchenny.

tzw małpie gaje, czy też parki linowe, to konik mojej nieletniej. Uwielbia się wspinać, zwieszać głową w dół, kołysać jak małpa, spadać i przeskakiwać. Niestety, w ogóle się nie boi. Więc, każdego roku wiosną, gdy przybytki te są otwierane, jestem ciągana tamże.

Jednego razu  wybrałyśmy się z kolegą (nieletnim) do towarzystwa. Na miejscu okazało się, że nie ma instruktora, trzeba by było czekać bardzo długo. Osobą dorosłą, która mogła pójść z dziećmi, byłam ja. Kto wpadł na to, żeby życie dwójki dzieci powierzyć zielonej ze strachu niezbyt sprawnej babie, i dlaczego ona się na to zgodziła, nie pamiętam. Zdaje się, że generalnie miałam pilnować aby w odpowiedniej kolejności przepinali karabińczyki, bo gdy są prawidłowo, nic nikomu się nie stanie, nawet jak spadnie i zawiśnie gdzieś tam bezwładnie (co widziałam, fajnie potem taką popiskującą delikwentkę ściągają). Zdaje się, że nie wzięto pod uwagę, że pilnując tychże karabińczyków, sama będę musiała POKONAĆ WSZYSTKIE PRZESZKODY. Zdaje się, że kolega Agi, wychowywany bezstresowo i naprawdę bardzo samodzielny, pouczył mnie, że należy pokonywać własne słabości, czym nadepnął mi na odcisk i spowodował erupcję dumy, tudzież adrenaliny.

Cóż....

Sprawiłam się podobno doskonale. Przy każdej przeszkodzie pilnowałam właściwego przepinania, dzieci były bardzo zadowolone i bezpieczne. Przy każdej przeszkodzie, gdy przychodził czas mojego przejścia, zamykałam oczy i starałam się po prostu przeżyć.

Dlaczego podobno?

Bo nic nie pamiętam :) Mam w tym miejscu wielką czarną dziurę.

W tym miejscu dziękuję naszej ulubionej  małpiarni za wprowadzenie bezpiecznych zapięć, nie wymagających obecności instruktora (system nieprzerwanej asekuracji), dzięki którym mogę czas hasania mojego dziecięcia po drzewach spędzić kulturalnie zadzierając łeb z bezpiecznej ziemi. A słabość w końcu pokonałam, nie?


Ps.
Ktokolwiek widział samotne dwie pary zagubionych spodenek z bawełnolycry w rozmiarze XXXXXXL i wyszczuplających kolorach - jedne granat, drugie czarne, proszę o kontakt. Ostatnio widziane w zeszłym sezonie tenisowym na moim własnym tyłku. Zginęły mi :(

7x7 Jadowite nominacje i pytania




Zapraszam do zabawy!


siedem, bo...siedem :) i już.

Oto pytania

1/ mieć czy być?
2/ seler czy marchewka?
3/ stringi czy figi, a może pantalony?
3/ idziesz na całość czy po kroczku?
4/ ciasto piaskowe czy kremówka?
5/ piłka czy piłkarz?
6/ Ich Troje czy nastroje?
7/ szczegóły czy ogóły?



i nominacje, w bólach urodzone:

http://jaroslawkaczmarek.blogspot.com/
- za przepiękne zdjęcia

http://godnezycie.blogspot.com/
za rozsądne pomysły na każdą kieszeń

http://domowy-recykling.pl/
bo uwielbiam takie klimaty

http://lpwarte.blogspot.com/
bo jestem baba i kocham pierścionki

http://nazywca.blogspot.com/
urzeka słowem, po prostu

http://kobietaszyje.blogspot.com/
bo też czasem to robię i szukam objaśnień dla blondynek, dodatkowo "nieodziane odnóża" powaliły mnie na kolana :)

http://niebieska-kamea.blogspot.com/
za ufoki, ten post dotknął dna mej duszy...

http://chemistryinlive.blogspot.com/
gdybyż mój nauczyciel chemii tak przystępnie tłumaczył, nie byłabym chemicznym tłukiem :)

No i wyszło, że nie umiem policzyć do 7 :) ech.

Ps - proszę, powyłączajcie weryfikację obrazkową przy komentarzach, można pypcia dostać :D









piątek, 17 maja 2013

klasa i elegancja, czyli dlaczego lokaty jest the best

Gdy słyszę takie słowa, przypomina mi się, że tenis jest sportem eleganckim. O czym zdarza się zapominać, słysząc jęki i stęki, a także widząc rozrywane koszulki i wrzaski:(

i, choć Jerzy gra świetnie, kibicować będę Lokatemu. No, mojemu Tacie się nie przyznam :)




update sobota:
meczu nie widziałam, ale wygrał Roger :D



czwartek, 16 maja 2013

to co mam, to co mam własnego - tego mi nie zabierze nikt...

na dzień dzisiejszy jadowita posiada:

1/ obłażący ze skóry sino-czerwony nochal, do kompletu z górną wargą,

2/ zlasowany mózg, albowiem myśli (ha! więc jest!) o nominacjach, których nie zrobiła i o postach, które wymagają korekty i opublikowania,

3/ parę obwisłych (w sumie 3 lata karmienia piersią) cycków w rozmiarze B - w porywach przed miesiączką do C - z zawartością w sumie nieznaną, bo na mammo są to cycki zbyt młode; przedmiotowe nie wyglądają nawet w połowie tak dobrze, jak piersi Angeliny Jolie. Poza tym, że, jako polka prawdziwa wściekle zawistna, nienawidzę Angeliny (bo ma Brada, a kto, jeśli nie jadowita, lepiej by do Brada pasował, no kto?), to wzbudzanie - szczególnie w Polsce - medialnej i nawet politycznej burzy z powodu usunięcia przez nią piersi uważam za niezbyt pomocne a miejscami nawet śmieszne. Aktorka miała do dyspozycji sztab najlepszych specjalistów i możliwość zrobienia tysiąca badań, na które mnie nigdy nie będzie stać.

I obym nigdy nie musiała wybierać sposobu leczenia, bo pewnie nie będę miała wyboru.

Ani takiego komfortu, żeby Brad trzymał mnie za rękę po operacji :)

I dlatego, bardziej do wyobraźni przemawia mi mammo-autobus, pojawiający się czasem na prowincji, albo pracodawca, który refunduje badania, albo moja niedoszła teściowa, która opowiadała jak wykryła sobie guzek przy samobadaniu, czyli coś swojskiego i na moją miarę.  I akcję w stylu "patrzcie, usunęłam piersi i żyję dalej jak w bajce w dodatku służąc przykładem" uważam za nietrafioną w naszych realiach. I chyba nie tylko w naszych.

Niemniej jednak, pojawiające się w komentarzach przypuszczenia, że wszystko jest zasłoną dymną aby uzasadnić nowe piersi Angeliny, uważam za mocno przesadzone :)

środa, 15 maja 2013

przeczytane, pochłonięte, przemęczone




Marlena de Blasi Tysiąc dni w Toskanii – uwaga, dla odchudzających się lektura może być zabójcza... Autorka pięknie opisuje żarcie, co wzmaga apetyt. Inne rzeczy też opisuje :) Bardzo sympatyczne czytadło.

Lew Tołstoj Anna Karenina - klasyka. Zawsze warto wrócić. Z wiekiem zaczynam zwracać uwagę nie tylko na wątek miłosny, ale również na finezyjną konstrukcję zdań, barwność postaci i sposób ich przedstawienia, wysmakowane opisy. 

Michael Palmer  Ostatni chirurg – dla wielbicieli sensacji i odprężenia, przyjemnie angażuje.

Jodi Picoult Czarownice z Salem Falls – bardzo polecam. Trzyma w napięciu, wciąga, wsysa i powoduje zarwane noce; zawiera bardzo pouczający wątek a'propos (czego, należy się domyśleć po przeczytaniu)

Jodi Picoult Przemiana- nie wciągnęła mnie tak, jak Czarownice..., ale wszystkie książki tej autorki są przyjemne w czytaniu.

Jodi Picoult Drugie spojrzenie - jak wyżej. Trochę tu pojawiających się i znikających duchów, niesamowitej atmosfery i ta cudna miłość, która w końcu wszystko zwycięża :) Dla fanek, czyli dla mnie jak najbardziej.
 
Anne Bronte Lokatorka Wildfell Hall – przeczytałam. Lubię książki w tym stylu, jednak jest kilka lepszych.  Opisane w niej obyczaje, z punktu widzenia współczesnej kobiety, nieco przerażające, ale z tego płynie optymistyczny wniosek, jakie to jesteśmy teraz wyzwolone i samodzielne

Carrie Gerlach Dziesięć powodów Emily - można sobie darować. Lekko, łatwo i średnio przyjemnie, z serii singielka z tykającym zegarem szuka faceta. Jedyny piękny fragment, to bohaterka żegnająca się ze swoim psem. 

Carrie (znowu?) Karasynow Klub Niewiernych Żon - z morałem; własny mąż w końcu okazuje się bogaty w zalety i najlepszy, ale to przecież wiadomo.

Debra Adelaide Domowy poradnik umierania - nie wiem, co myśleć o tej książce. Przeczytałam, ale nie wiem :)

Bebe Moore Campbell Podwójne życie mojej córki - coś naprawdę wartego przeczytania, o walce matki z chorobą psychiczną córki.


Oto jak bogate i pouczające mogą być skutki kilkudniowej absencji w blogosferze tudzież lekkomyślnego zakatarzenia i ogólnego nieżytu (co zmusiło mnie do weekendowego i popołudniowego łożozalegania).
 

czwartek, 9 maja 2013

blogostop



czyli coś w rodzaju blogo-zatwardzenia mnie męczy.

nie mam czasu sumiennie przeglądać znajomych blogów, nie mówiąc już o wyszukaniu jakichś nowych, ciekawych, w dodatku małoklikanych, próbowałam, straciłam kilka godzin - podeszłam do zadania zbyt ambitnie chyba; 

nie mam czasu na wpisy – kilka pomysłów czeka, nie mam natchnienia ich dopracować; miałam w planie opisać kilka przeczytanych książek, ale na przeczytanie czekają następne… 

od kilku dni męczy mnie problem ze spaniem. Budzę się kilka razy w nocy, ze ścierpniętą ręką lub nogą, obolała, wstaję rano bardziej wymęczona niż wypoczęta. 

przyciśnięta finansowo muszę poszukać dodatkowego źródła mamony.

No i jeszcze słyszę ostatnio gorzej niż kiedykolwiek, co nie jest przyjemne, zapewniam. Nie wiem, czy jest to jakoś związane z ciśnieniem, czy po prostu choroba postępuje. Byle do operacji. Właśnie, czeka mnie komplet badań, łącznie z EKG, rtg, szczepienia itp., które muszę wykonać na koszt własny 


Oby nie skończyło się to blogo-sraczką. Pogoda na weekend zapowiada się fatalnie. Jakaś zła karma.

poniedziałek, 6 maja 2013

i po majówce

jaka była, każdy widział, gdzieś na północy podobnież nie padało :)

ale, bilans w sumie pozytywny. Zamiast się pałętać bezsensownie na pogodnym natury łonie i zażywać rozrywek tudzież słońca, zrobiłam mnóstwo pożytecznych rzeczy w domu. Dwie uporządkowane damskie szafy, błyszcząca piwnica, pranie prawie na zapas, wyprasowane stosy ciuchów, upieczone (i zjedzone:(() dwa ciasta, wyczesany pies...

ponadto z nieletnią wpadłyśmy w kalambury, oraz obejrzałyśmy niezwykłe filmy o tajemnicach ludzkiego ciała

a ponieważ wczoraj nie lało, a zaledwie sporadycznie kropiło, udaliśmy się tutaj

I bawiłam się jak dziecko :)

się bujaliśmy, strzelaliśmy z rewolwerów, spadaliśmy z krzykiem w przepaście, atakowały nas szczury, oczarował iluzjonista...było świetnie, tylko żarełko było takie sobie, drogie i średnio smaczne.

bardzo trudno jest z tymi Liebsterami. Jestem niezbyt biegła i nie wiem, jak poszukać takich blogów, których nikt jeszcze nie zna, a te, na które trafiam, mają sporo komentarzy więc odsłon pewnie też (gdzie to widać??)  Ale pracuję nad tym :)


czwartek, 2 maja 2013

Odebrałam nagrodę Liebster Award, melduję częściowe wykonanie zadania :)

Bardzo serdecznie dziekuję za nominację:) Postaram się jak najbardziej giętko wybrnąć z zadań i szczerze odpowiedzieć na pytania:)

1. Twoja największa pasja? Dziś tenis. Jutro, kto wie? 
2. Muzyka czy cisza? Muzyka. Głośna !!
3. Jak najchętniej odpoczywasz? Aktywnie. Czasem nie :)
4. Rozważna czy romantyczna?  Rozważna. Ale wierząca w bajki :)
5. Ulubiona kuchnia świata? Brak preferencji. Wszystkożerna jestem, niestety. 
6. Ulubiony deser? jak wyżej...
7. Twoje największe marzenie? Żeby mi sie marzenia spełniły!
8. Twoje najgorsze danie, które ugotowałaś? Najlepiej pamiętam (nie tylko ja, niestety) imieninowe ciasto z niewydrylowanymi wiśniami.
9. Romantyczna kolacja czy rodzinny obiad? A co to jest romantyczna kolacja?
10. Książka czy film? Ksiażka.
11. Imieniny czy urodziny? urodziny, najlepiej co roku 18 :)


Anika napisała:
"Nominacja do Liebster jest nadawana przez innego blogera w ramach uznania za "dobrą robotę". Jest przyznawana blogom o mniejszej liczbie obserwatorów, dając możliwość ich rozpowszechnienia.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań (lub wykonać 11 zadań) otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań (zadań).
Nie nominujesz bloga, z którego nadeszła nominacja dla Ciebie.
"


Blogi współnominowane od Aniki:


Ladaco -  
bardzo profesjonalnie, zajrzę i może się czegoś nauczę? 

Los Caramelos -
kolorowo i optymistycznie, z modą jestem na bakier, pora to zmienić

Książkowa mania -
 uśmiechnięta pesymistka! moja bratnia dusza!

Prawą nogą wstawanie -  
obowiązkowo! aby prawą nogą wstać

Co dziś zrobiłam dla siebie i swojego rozwoju? -
czytając tego bloga, odpowiadam, że niewiele, w przeciwieństwie do autorki:(

Domowy zawrót głowy -
konkretnie, praktycznie i rzeczowo

Noc majowa
urzekła mnie biała sukienka :)

przynudzam -  to ja, język giętki  :D

Moje zakamarki - 
rzeczy pieknych nigdy za wiele

Agregator Blogów Przyrodniczych
coś dla mojego dziecka :)

Blog Miesiąca -
coż, tam jadowitej nie szukajcie... 



Zadania od Arniki - odptaszkowane:

odwiedzić blogi wszystkich pozostałych nominowanych, czyli 10 blogów \/


napisać coś pozytywnego o każdym z nich na swoim blogu. Na pewno znajdzie się jakiś element, post - cokolwiek, nawet jeśli tematyka blogu nie mieści się w kręgu zainteresowań Nominowanego. \/


uff, to naprawdę ciężka robota. Zabieram się za nominacje.

100 - wzniosły i podsumowujący? w życiu :)

bo będzie o pajamas :D

jeśli chodzi o nocne kreacje, lumpeksy uważam za absolutnie bezkonkurencyjne. Od jutra będę spać słodko w takich oto spodniach:

albo koszulce


skoro był wątek sukienkowy, może by tak piżamowy?


Pojechałyśmy z nieletnią po kumpla na weekend. Znajomość jest cokolwiek osobliwa, ponieważ oboje bardzo skrzętnie ukrywają swą zażyłość w szkole. Jak mi to zostało wytłumaczone, zaraz byłyby okrzyki o zakochanej parze i takie tam, żenada. Więc w szkole lepiej sie nie znać, choć od kilku lat spędzają razem co najmniej jeden weekend w miesiącu, przeważnie z nocnym maratonem archiwum X, grą w jakieś kwadratowe światy i chipsami w łóżku :) 

postaram się wieczorem ogarnąć moją nominację blogową, bo na razie nie wiem nawet, jak się zabrać do rzeczy :)

środa, 1 maja 2013

kalafior jako hero dnia dzisiejszego

zobaczyć coś pod swoim własnym nosem to sztuka.

Dziewczyna, którą podziwiam za odwagę i waleczność, która już-już na swoim blogu żegnała się z tym nędznym światem, chodzi ulicami tego samego miasta, co ja. Może ją nawet mijałam, korzystając z uczelnianego basenu. Czytałam bloga marzeny, a nie wiedziałam, że jest obok :) Wstyd.

Patrzę na koleżanki w pokoju. Lubimy się, czasem rozmawiamy, częściej one rozmawiają, a ja nie słyszę.

Jedna z nich, drobniutka i szczuplutka, jest pracownikiem a oprócz tego sędzią pływackim i przewodnikiem górskim. Na codzień  piecze wspaniałe ciasta, które przynosi do skosztowania. Jest w stanie ogarnąć pracę, dom, tysiące innych zajęć, i wiem, że w całym tym ogarnianiu i realizowaniu swoich marzeń jest niesamowicie dobra Przykłady dobrego, bogatego życia są wszędzie, jadowita :)

Zmieniam się.

Jestem bardziej świadoma siebie, odważniejsza, przestaję zwracać uwagę na pierdoły, pracuję nad sobą. Widzę też, że duuużo pracy przede mną :)

Dziś było święto pracy i z tej okazji dostaliśmy natchnienia na sprzątanie piwnicy. Należało się jej :)

A później w skupieniu analizowałyśmy z nieletnią precyzję budowy różyczek kalafiora...

Rozważania, czy lepszy młody ziemniaczek polany masełkiem w towarzystwie koperku, czy kalafior z tartą bułeczką umaczany w jajeczku, uważam za niemal najważniejsze wydarzenie tego pochmurnego i wietrznego dnia.

Rozważania, czy kalafior jest istotny, czy może jest pierdołą, uważam za niemal istotne.

Bo tak naprawdę, nie wiem, co z dzisiejszego dnia zaważy na moim przyszłym życiu. Może była taka czynność, takie słowa, taki telefon, który wykonałam (galareta w kolanach, kurde, od głupiego telefonu) do jednego sędziego, który obiecał wziąć mnie pod swoje skrzydła i podszkolić praktycznie na turniejach :)

A może popełniłam niemal istotny wpis?








kodeks postępowania zawodnika

Ponieważ znienacka podrosła mi klikalność, co niesie za sobą także nieprzyjemne skutki, odwiedzających uprzejmie informuję, że na moim blogu, który oby po krótkiej burzy wrócił do swej kameralnej postaci, obowiązuje kodeks postępowania zawodnika. W końcu, jestem sędzią.

Osoby odwiedzające, czytające i komentujące proszone są o zachowanie postawy godnej sportowca, w tym fair play, nie używanie słów powszechnie uznanych za obelżywe, szacunek dla wirtualnego przeciwnika, daruję Wam jedynie wymogi dotyczące stroju na korcie:)


Serdecznie pozdrawiam - rozejrzyjcie się wokół, bo świat jest piękny i daje naprawdę dużo POZYTYWNYCH możliwości, czego mogliście nie dostrzec, zajęci pluciem na innych. Idźcie na spacer, przeprowadźcie przez pasy jakąś staruszkę, wyprowadźcie sąsiadowi psa, może ktoś Was polubi? Może ktoś pokocha?