piątek, 22 kwietnia 2016

wiosennie

tak mi jakoś płyną dni.
szybko - pomiędzy pracą, zajęciami typu pilates (ściągać pośladki!!), tenisem (wreszcie, wreszcie!), ogarnianiem domu z przyległościami i wygrzewaniem się z Podlotką na tarasie (obserwując jakże zajmujący obrazek wygrzewających się w słoneczku domowych futer). Czyli nuda, proza i codzienność. Przynajmniej ząb wyleczony, mam nadzieję...
ostatnio Podlotka ciągnie, żeby kupić hula-hop. Bo talię wyrabia. Dlatego też słuchamy takiej lekkiej nuty, i jakoś nam tak lekko.


lekko za to nie jest Fochmanowi, który wrócił ze wschodu z zapaleniem oka i oskrzeli. Najwyraźniej wakacje mu nie służą :)
a już niedługo zakwitną azalie...

2 komentarze:

  1. Ojej, oka i oskrzeli... pewnie cierpi...
    Azalie - to piękność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na razie chodzę i podglądam pączki, z nadzieją, że nie zmarzną. Kiedy oglądaliśmy dom przed kupnem niecały rok temu, ogród wyglądał bajkowo, oby było podobnie :)

      Usuń